Rozdział 4 (1526-1740)
IV. Czasy panowania na Śląsku austriackich władców z rodu Habsburgów (1526-1740)
Zgodnie z postanowieniami układu z 1515 roku (zawartego przez Zygmunta Starego, Władysława Jagiellończyka i Maksymiliana I Habsburga w Wiedniu), cały Śląsk, jako część ziem Korony Czeskiej przeszedł w 1526 roku pod panowanie Habsburgów. Pierwszy austriacki władca z tej dynastii – Ferdynand I Habsburg – otrzymał Czechy i „śląskie stany” jako wiano żony Anny, która była siostrą bezdzietnego króla Ludwika. 1 maja 1527 roku nowy władca odebrał we Wrocławiu hołd od miasta i książąt śląskich.
Ferdynand, choć katolik, nie podjął jeszcze zdecydowanej walki z rozszerzającymi się wpływami protestantyzmu. Przypomnijmy, że wystąpienie Marcina Lutra miało miejsce w 1517 roku i od tego czasu protestantyzm (a na Śląsku właściwie tylko luteranizm) szybko ogarniał coraz szersze kręgi ludności, przede wszystkim niemieckojęzycznej, która zaczęła wtedy już zdecydowanie przeważać na Śląsku. W połowie XVI wieku doszło do tego, że spośród wszystkich śląskich panów jedynie biskup w Nysie (w księstwie biskupim) był jeszcze katolikiem. Protestanci także mieli czasami kłopoty z wyznawcami zbyt skrajnych poglądów. W 1526 roku, we wsi Stolec pod Ząbkowicami Śląskimi, pod wpływem agitacji anabaptystów doszło do wystąpień chłopskich. Rozruchy zostały surowo stłumione przez protestanckiego księcia ziębickiego Karola. Ujęci chłopi najpierw zostali wychłostani pod pręgierzem, a następnie, dla przykładu, każdemu z nich obcięto ucho – aby nie słuchali złych podszeptów. Podobny los spotkał powstanie chłopskie w Piotrowicach koło Jawora, jakie miało miejsce w 1527 roku.
Okręg wałbrzyski wraz z samym miastem wchodził wtedy nadal w skład księstwa świdnicko-jaworskiego. Tu także bardzo popularne były hasła reformacji głoszone otwarcie już od 1520 roku, choć w naszym regionie nie była to jeszcze wówczas religia dominująca. Katolicki władca Ferdynand I, który potrzebował pieniędzy na walkę z Turkami o zajmowane przez nich Węgry, nie naciskał zbytnio na tępienie herezji luterańskiej, szczególnie w miastach wydatnie wspomagających go finansowo. W 1529 roku doszło nawet do oblężenia Wiednia przez Turków, co wywołało gorączkowe umacnianie fortyfikacji miast śląskich. To też było jednym z powodów umożliwiających i ułatwiających zorganizowanie się kościoła luterańskiego, który jako kościół państwowy był przecież materialnie uzależniony od władzy świeckiej. W 1530 roku protestancki teolog Filip Melanchton zredagował 28 artykułów zawierających najważniejsze zasady doktryny religijnej Lutra, nazwane konfesją augsburską (wyznaniem augsburskim). Na konfesji augsburskiej opierały się tzw. „Porządki kościelne” wydane w tych księstwach śląskich, gdzie luteranizm stał się religią panującą – w księstwie karniowskim w 1532 roku, w księstwie brzeskim, legnickim, ziębickim i oleśnickim w 1534 roku. Marcin Luter uznał, że najlepsza była organizacja nowego kościoła w księstwie brzeskim i jego zdaniem stanowiła wzór godny naśladowania. W tym czasie, po śmierci ostatniego przedstawiciela linii Piastów opolskich, na mocy wcześniejszych układów i za zgodą Ferdynanda Habsburga, który najpierw ogołocił zamek opolski ze zgromadzonego tam przez wieki majątku, w 1532 roku władzę nad księstwem opolsko-raciborskim obejmuje książę karniowski Jerzy Hohenzollern. Z kolei w 1537 roku doszło do zawarcia układu o wzajemnym dziedziczeniu między linią Piastów brzesko-legnickich a elektorską linią Hohenzollernów. Przedmiotem umowy z jednej strony były wszystkie posiadłości Piastów a z drugiej księstwo krośnieńskie i część Dolnych Łużyc, należące do Hohenzollernów. Mimo, iż w 1546 roku Ferdynand Habsburg, lenny zwierzchnik książąt, unieważnił powyższy układ, nazywany sukcesją legnicką, to jednak stanie się on w przyszłości dogodnym pretekstem i przydatnym argumentem w politycznej walce o Dolny Śląsk.
Cesarzem całej rozległej Rzeszy Niemieckiej, w czasie od 1519 do 1556 roku, był brat króla Ferdynanda I – Karol V Habsburg. W 1530 roku cesarz Karol V nadał Wrocławiowi herb (taki sam, jak ten, który obecnie znowu jest używany) oraz zatwierdził prawa i przywileje mieszczan wrocławskich. Cesarza, jak już wcześniej wspomniano, absorbowała szalejąca w Niemczech, w latach 1524-1525, szeroko rozprzestrzeniona wojna chłopska. Podłożem tych niepokojów były spory religijne i protest chłopstwa przeciwko wyzyskowi feudalnemu. Do tego dochodziło też stałe zagrożenie ze strony Turcji. Dlatego spokój na Śląsku był dla Habsburgów bardzo cenny i stąd zapewne wynikał chwilowy brak aktywności katolickiego króla Ferdynanda I Habsburga w tępieniu luteranizmu. Bowiem ówcześni Habsburgowie (czyli król Ferdynand I, i cesarz Karol V) byli ogromnie przejęci ideą przywrócenia jedności Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, i to oczywiście na gruncie „jedynej, prawdziwie świętej wiary”, czyli, ich zdaniem – wiary katolickiej.
Tymczasem już cały szereg książąt Rzeszy Niemieckiej, składającej się przecież z wielu krajów, otwarcie i zdecydowanie sprzeciwiał się temu utwierdzając się w wierze protestanckiej. A jeszcze do tego, w 1527 roku, papież Klemens VII, w obawie przed nadmiernym wzrostem potęgi Habsburgów, próbował utworzyć skierowaną przeciwko cesarzowi koalicję złożoną z Anglii, Francji i państw włoskich. W odpowiedzi Karol V wyprawił swe wojska na Rzym – miasto zostało zdobyte i złupione (Sacco di Roma), a papież trafił do cesarskiej niewoli. W samych Niemczech, w latach 1534-35 doszło do powstania tak zwanej komuny monasterskiej, w Münster w Westfalii, gdzie anabaptyści stworzyli własne państwo, w którym zniesiono własność prywatną, skonfiskowano szlachetne kruszce, zaczęto dzielić ziemię i żywność oraz wprowadzono poligamię. Tego było już za wiele; surowo się z tym odłamem rozprawiono rozganiając jego wyznawców na wszystkie strony świata. W 1535 roku, po wygnaniu anabaptystów z Niemiec i z Moraw Ferdynand Habsburg wydał surowe zarządzenia zakazujące przyjmowania anabaptystów na Śląsku. Zaczęto także prześladować miejscowych, śląskich anabaptystów i wspomnianych już schwenckfeldystów – w Świdnicy i w Głogowie doszło nawet do egzekucji. Tylko na ziemi kłodzkiej, dzięki życzliwości hrabiego Jana z Pernsztajnu, zwolennicy radykalnych nurtów reformacyjnych mogli znaleźć chwilowy azyl. Mimo tych wszystkich politycznych i religijnych zawirowań, mimo rosnącego zagrożenia tureckiego (w 1541 roku Turcy pod wodzą Sulejmana Wspaniałego zdobyli przecież węgierską Budę), a może właśnie dlatego, dla Śląska nastał wtedy przeszło stuletni okres względnie spokojnego bytu i powolnego, ale stałego rozwoju gospodarczego. Dla Wrocławia i Świdnicy, a więc i dla Wałbrzycha, oznaczało to także możliwość dalszego swobodnego rozwoju protestantyzmu, mimo iż miasta te należały do wielkiej, katolickiej monarchii Habsburgów i oficjalnie były częścią stanów czeskich, w związku, z czym podlegały kancelarii czeskiej w Pradze. W 1545 roku rozpoczął wreszcie obrady sobór trydencki, który zapoczątkował, wymuszone działaniami i osiągnięciami protestantów, reformy w kościele katolickim. Protestanci rośli w siłę, rosło ich oddziaływanie na społeczeństwo. W Niemczech doszło do powstania związku skupiającego wielu protestanckich książąt i szereg protestanckich miast Rzeszy Niemieckiej (był to tzw. Związek Szmalkaldzki). Przeciw niemu wystąpiło cesarstwo i oczywiście kościół katolicki. Sympatie znacznej części miast śląskich były po stronie Związku, lecz Habsburgowie wystąpili przeciw niemu zbrojnie (wojna szmalkaldzka), dążąc do jego całkowitej likwidacji.
Mimo zwycięstwa w bitwie pod Mühlberg (1547), i dalszych represji (jak na przykład zamknięcie wszystkich drukarń poza miejską drukarnią we Wrocławiu, kontrolowaną przez biskupa wrocławskiego) Habsburgowie nie zdołali jednak wykorzenić reformacji na Śląsku, a w wielu księstwach i miastach Rzeszy Niemieckiej trwały regularne wojny religijne. Z tego powodu, mimo oczywistej niechęci, w 1555 roku Karol V Habsburg musiał w końcu zaakceptować i podpisać tak zwany „augsburski pokój religijny”, uchwalony przez parlament Rzeszy Niemieckiej. Pokój w Augsburgu formalnie zalegalizował wyznanie protestanckie a jego wyznawcy uzyskali swobodę kultu. Pokojem nie objęto wyznawców kalwinizmu i anabaptystów. Uznano natomiast sekularyzację dóbr kościelnych dokonaną przed 1555 rokiem przez książąt luterańskich. Przyjęto zasadę „cuius regio, eius religio” – czyli: „czyja władza, tego religia”, co w praktyce miało oznaczać, że religia wyznawana przez władcę miała obowiązywać także jego poddanych. Kto nie zgadzał się z religią swego pana, musiał przenieść się na terytorium, gdzie występowała inna religia lub zmienić wyznanie. Postanowienia te miały być respektowane także na Śląsku. Jednak nie były one tu zbyt skrupulatnie przestrzegane. Świadczy o tym choćby to, że wałbrzyskim luteranom udało się utrzymać przejęty wcześniej katolicki kościół parafialny pod wezwaniem świętego Michała – w Wałbrzychu luteranizm wprowadzono już w 1546 roku. Przy kościele parafialnym nadal działała szkoła. W 1577 roku jej rektorem i nauczycielem był Jan Kitzinger, który poza tym pełnił obowiązki organisty gminy i pisarza na dworze Czettryców. W Boguszowie już w 1535 roku wybudowano pierwszy, drewniany kościół protestancki.
Pod koniec XV wieku narodziło się słynne śląskie płóciennictwo. Niektóre okręgi położone na Pogórzu Sudeckim, właśnie w pobliżu Wałbrzycha, Kamiennej Góry, Lubawki, Chełmska Śląskiego, czy Mieroszowa posiadały, bowiem, bardzo dogodne warunki do rozwoju tkactwa lnianego, to znaczy: odpowiedniej jakości wodę, dobrze nasłonecznione łąki lub stoki górskie ułatwiające roszenie lnu i bielenie płócien, oraz niezbędną siłę roboczą. Tę siłę roboczą stanowiła uboga ludność, która na Pogórzu nie mogła utrzymać się z rolnictwa. Początkowo chłopi tkali lniane płótno tylko na potrzeby dworów feudalnych oraz na swój własny użytek. Do większej, wiejskiej produkcji płótna starały się nie dopuścić miejskie cechy płócienników. W 1545 roku szlachta księstwa jaworsko-świdnickiego uzyskała od cesarza przywilej pozwalający na swobodne uprawianie rzemiosła tkackiego na wsi, bez względu na uprawnienia cechowe i prawo mili. W 1591 roku podobny przywilej otrzymała także szlachta hrabstwa kłodzkiego. Znacznie osłabiono w ten sposób przywileje cechów. W księstwie świdnicko-jaworskim, na podstawie umowy zawartej w 1545 roku pomiędzy stanami ziemskimi a miastami tego księstwa, pozwolono na zdecydowanie większą swobodę działalności tkaczy wiejskich. Na podstawie tej umowy mogli oni tkać płótno nawet w obrębie mili od miasta (to znaczy w odległości zwykle zarezerwowanej tylko dla tkaczy zrzeszonych w miejskim cechu). Dzięki temu lniane produkty pochodzące ze śląskiej wsi mogły już trafiać nie tylko na lokalny rynek, ale i do znacznie odleglejszych stron. Kamienna Góra (Landeshut) była wtedy jednym z najważniejszych śląskich centrów handlu gotowym płótnem. O skuteczności tego handlu świadczy to, że już na przełomie XV i XVI wieku płótna śląskie pojawiły się w krajach środkowych i zachodnich Niemiec, a na początku XVI wieku zawędrowały także do Polski. O tym, że także wyroby wałbrzyskiego tkactwa były dobrej jakości świadczy skarga na mieszkańców Wałbrzycha wniesiona w 1548 roku na dwór cesarski przez władze miejskie Świdnicy i Jawora. Miasta te skarżyły się mianowicie na to, że wałbrzyskie tkactwo zmniejsza ich dochody z rzemiosła i handlu płótnem. W tym czasie, bowiem, także w Wałbrzychu pojawia się cech płócienników, będący dla nich silną i groźną konkurencją. Poza tkactwem, obejmującym coraz większe obszary Śląska, w rejonie Wałbrzycha i Kamiennej Góry powstają początki zorganizowanego górnictwa węgla kamiennego. W skromnym stopniu węgiel wydobywano w tych okolicach już od połowy XIV wieku; w połowie XVI wieku, wydobycie węgla wyraźnie rośnie, choć nadal są to jeszcze niewielkie i dość prymitywne kopalnie.
Tuż obok Wałbrzycha, w sąsiednim Boguszowie, już od dawna z powodzeniem wy-dobywano rudy srebra i ołowiu. Obok stanowisk górniczych istniały tam również nieduże huty, gdzie uzyskiwano srebro, a także proste warsztaty z pojedynczymi piecami, w których wytapiano ołów. Z tego względu Boguszów, choć nieduży pod względem powierzchni i liczby ludności, był, jak na tamte czasy, dość znaczącym miastem. Na początku XVI wieku miasto, jak już wspomniano, zostaje podzielone na część górną i dolną. Podział ten utrwala się w czasie reformacji – miasto „górne” za wolą właścicieli (Hochbergów) przyjęło protestantyzm, część „dolna” pozostała przy katolicyźmie. Górna część Boguszowa, jak już wiemy, od 1509 roku była własnością rodu Hochbergów, którzy wtedy osiedli w Książu, a dolna, południowa część miasta, w latach trzydziestych XVI wieku należała do rodu Czettryców. W 1532 roku wielki feudał, Krzysztof I Hochberg (piszący się wtedy jeszcze Hobergk) wydał dla swej części miasta specjalną ordynację górniczą (tzw. „ordunek”). W roku następnym (1533) podobną ordynację (czyli zbiór praw i obowiązków) wydał właściciel dolnego Boguszowa – Czettryc. Ordunki te oparte były na prawie górniczym z Jachymowa. Ordynacja zawarta w 12 punktach zapewniała wolność prowadzenia robót górniczych, gwarantowała górnikom swobodę zamieszkania, możność uprawy ziemi i wypasu bydła bez opodatkowania, wolność osobistą dla górników i gwarków, z wyjątkiem przestępców, nienaruszalność własności osobistej wraz z udziałami gwareckimi i mieszkaniem, swobodę sprzedaży, darowizn i spadków bez obciążeń podatkowych, swobodę wykonywania rzemiosł (browarnictwa, uboju, wypieku, handlu i wyszynku), umorzenie długów w kraju i za granicą po upływie 4 lat pracy, oraz poszanowanie tych praw przez właścicieli dóbr i ich spadkobierców. Ordynacja nakładała też obowiązek odstawiania całego wyprodukowanego srebra do oczyszczenia bezpośrednio do mennicy we Wrocławiu. Od 1532 roku istniał w Boguszowie lokalny urząd górniczy czuwający nad przestrzeganiem tych praw. W 1550 roku utworzono w Boguszowie Królewski Urząd Górniczy. W tamtych, najlepszych dla miasta latach, w Boguszowie wydobywano nawet do 200 kilogramów srebra rocznie. Przyszłość zapowiadała się świetnie. Jednak w 1554 roku miasto zniszczył wielki pożar, który dotarł także do drewnianych sztolni. W ślad za tym nieszczęściem wkrótce następuje pauperyzacja mieszczan i migracja zrujnowanych górników do innych śląskich ośrodków górniczych. W efekcie zabrakło nie tylko ludzi do pracy, ale i niezbędnych kapitałów. Mimo, iż próbowano jeszcze poprawić sytuację gospodarczą miasta, poprzez ściągnięcie w 1555 roku górników z Saksonii, nie na wiele się to zdało. Wydobycie srebra zdecydowanie zmalało. Największy kryzys miał miejsce w 1589 roku, kiedy to dla zachowania przywilejów miasta górniczego wręcz pozorowano roboty górnicze, a wszyst-kie boguszowskie kopalnie dozorowane były tylko przez jednego górnika. Później sytuacja znowu zaczęła się nieco poprawiać, a to dzięki uzyskaniu przez miasto nowych cesarskich przywilejów. W tym też czasie, około 1568 roku rozpoczęto w bardzo bliskim sąsiedztwie miasta wydobywanie węgla kamiennego.
Po śmierci Karola V cesarzem został jego brat – Ferdynand I, panujący jednak już tylko przez 8 lat (1556-1564). Po nim na cesarskim tronie zasiadali kolejni Habsburgowie. Pierwszym z nich był Maksymilian II panujący w latach 1564-1576, kiedy to nastąpiło zjednoczenie Czech z ziemiami Habsburgów, a po nim, już na dłużej, na tronie tym zasiadł Rudolf II (1576-1612). W 1577 roku cesarz odebrał hołd od rady miejskiej Wrocławia. W tym samym, 1577 roku, król czeski i cesarz rzymski Rudolf II Habsburg wydał pierwszą, królewską ordynację górniczą dla całego Śląska. Była ona podobna do ordynacji wydanych wcześniej przez Hochberga i Czettryca dla boguszowskich górników. W 1606 roku Rudolf II oficjalnie potwierdził „wolności górnicze” dla Boguszowa. Wcześniej, jeszcze w 1603 roku, zezwolił na urządzanie w tym mieście dwóch jarmarków rocznie, oraz zwykłych targów cotygodniowych (w każdy poniedziałek), co szybko przyczyniło się do wyraźnego ożywienia gospodarczego w mieście i w całym regionie. Ten kolejny rozwój Boguszowa przerwie dopiero wojna trzydziestoletnia.
Niewiele osób wie, że w drugiej połowie XVI wieku nieduża kopalnia srebra działała również w Lubachowie – huta wytapiająca kruszec położona była nad Złotym Potokiem. Podobne obiekty funkcjonowały nad tym samym Złotym Potokiem także w pobliżu Bystrzycy Górnej. Niewielkie ilości rud srebra i ołowiu wydobywano również w Jabłowie (Gablau) i w Dziećmorowicach (Dittmannsdorf). Warto tu wspomnieć, że pierwsza wiadomość o Jabłowie pochodzi z 1559 roku i wiąże się z działalnością Królewskiego Urzędu Górniczego w Świdnicy. W Dziećmorowicach prace górnicze prowadzone były tylko okresowo w drugiej połowie XVI wieku. Ciekawostką jest, że nazwy Złotego Lasu i Złotego potoku wzięły się stąd, że niegdyś z tamtejszych piasków wypłukiwano także złoto. Wydobycia rud srebra zaprzestano ostatecznie w tych okolicach dopiero na początku XIX wieku, po całkowitym wyczerpaniu zasobów złóż. Mówiąc o złocie trzeba odnotować, że w 1565 roku miał miejsce wypadek, który aż do końca XIX wieku uznawany był za największą katastrofę górniczą na Śląsku. W Złotym Stoku, w kopalni złota, zawalił się najbardziej wydajny, ale rabunkowo eksploatowany szyb „Złoty Osioł”. W katastrofie zginęło 59 górników. Wypadek spowodował bankructwo właścicieli (rodziny Fuggerów) i stopniowy upadek górnictwa złota w Złotym Stoku. W połowie XVI wieku w złotostockiej kopalni uzyskiwano do 100 kg kruszcu rocznie. Z roku 1572 pochodzi też wiadomość o eksploatacji rud cyny w dobrach Schaffgotschów w Gierczynie koło Świeradowa.
Dość prymitywny, ówczesny przemysł hutniczy i przetwórczy zużywał ogromne ilości drewna, służącego jako podstawowy materiał opałowy. Aby zaspokoić te potrzeby, pod siekiery drwali szły coraz większe obszary starych, śląskich lasów. Pierwotnie niemal wszędzie, na całym Pogórzu Sudeckim, rosły bujne lasy mieszane. Najliczniej występującymi drzewami były: jawory, buki, świerki i jodły. W niższych partiach występowały ponadto: modrzewie, brzozy, dęby, klony, lipy i sosny. Lecz właśnie począwszy od XVI wieku, a potem aż do wieku XIX, drzewostany te były systematycznie trzebione. Ich miejsce, po wykarczowaniu pni i korzeni, zajmowały stopniowo pola uprawne lub też sadzone na ich miejsce lasy monokulturowe, czyli złożone tylko z jednego gatunku drzew. Ze względów handlowych i ekonomicznych (biorąc pod uwagę najszybszy wzrost drzew i łatwość zbytu dobrego materiału opałowego) przez całe stulecia sadzono tu przede wszystkim lasy świerkowe. Stąd wziął się dzisiejszy obraz lasów porastających Góry Kamienne i Wałbrzyskie, w których wciąż zdecydowanie dominują świerki.
Z 1561 roku pochodzi pierwsza, pewna wzmianka o kopalni węgla kamiennego w miejscowości Biały Kamień – dzisiejszej dzielnicy Wałbrzycha. W 1561 roku ówczesny właściciel Białego Kamienia Conrad von Hochberg wydzierżawił Georgowi Rudelowi z Boguszowa kopalnię węgla w Białym Kamieniu. Kopalnia ta wzmiankowana była ponownie w 1594 roku. W 1594 roku węgiel kamienny wydobywano już co najmniej w trzech podwałbrzyskich miejscowościach: Biały Kamień (Weißstein), Stary Zdrój (Altwasser) i Sobięcin (Hermsdorf). Głównymi odbiorcami wałbrzyskiego węgla były w tym czasie zakłady kowalskie w Świdnicy.
Omawiając wydarzenia XVI wieku należy wspomnieć o działającym w tym czasie w Złotoryi, a potem w Legnicy, słynnym gimnazjum protestanckim, które poziomem i zakresem programu nauczania zdystansowało wszelkie inne, ówczesne szkoły śląskie. Rektorem tego gimnazjum był Walenty Trotzendorf , wybitny humanista i pedagog, autor „Porządku szkolnego”, który stał się wzorem dla innych szkół. U schyłku XVI wieku w szkole Trotzendorfa kształcił się Albrecht Wallenstein, który wkrótce mocno da się we znaki ludności Śląska. Od 1546 roku zaczęto na Śląsku (najwcześniej we Wrocławiu) wprowadzać nową monetę czeską, jednolitą dla całego Śląska – talara (do tego czasu we Wrocławiu i w Świdnicy używano różnych monet, między innymi chętnie używano monet polskich). Koniecznie trzeba też odnotować, że w tym czasie, dokładnie w 1561 roku, w Nysie, po raz pierwszy wydano drukiem mapę Śląska, autorstwa Marcina Helwiga. Mapa, wyrysowana na podstawie pomiarów terenowych, nazywana jest „matką wszystkich map Śląska”. W tym najstarszym wydaniu znalazł się też niewielki znaczek – rysunek przedstawiający „Ducha Gór” – „Karkonosza”, podpisany: „Rubenczal”. Stąd wziął się niemiecki „Rübezahl”, później spolszczony jako Liczyrzepa. Na mapie tej zaznaczony jest niewielki jeszcze Wałbrzych oraz wszystkie najważniejsze wówczas okoliczne miejscowości. Największe z nich to oczywiście: Świdnica i Kłodzko. Dużą poczytnością cieszyła się wydana w 1585 roku dwutomowa historia Śląska, której autorem był Joachim Cureus, lekarz, teolog i historyk, przetłumaczona z łaciny na język niemiecki przez burmistrza Żagania Henryka Raetela.
W 1557 roku powstała kamera śląska – organ cesarskiej administracji skarbowej na Śląsku. Podlegały jej sprawy podatków, ceł i akcyz należnych królowi oraz sądownictwo w sprawach skarbowych. Kamera śląska, podlegająca bezpośrednio kamerze cesarskiej w Wiedniu, zajmowała się również nadzorem dóbr królewskich. Jej „zbyt sprawne” działanie szybko wywołało niechęć mieszkańców Śląska. W 1558 roku kamera śląska przejęła kontrolę nad wrocławskim cechem gońców pocztowych, tworząc w ten sposób pocztę państwową. Dzięki temu od 1573 roku Wrocław miał stałe połączenie pocztowe z Norymbergą (podróż gońca – listonosza w obie strony trwała latem 10, a zimą 11 dni), a od 1596 roku także z Lipskiem.
W tamtych latach nastąpiły także istotne zmiany własnościowe w sąsiednim księstwie ziębickim. Stany tego księstwa, oraz mieszczanie Ząbkowic i Ziębic, mając już dość ciągłego oddawania księstwa w zastaw przez zubożałych Podiebradowiczów, postanowili całkowicie wykupić się z ich rąk. W 1569 roku urządzono zbiórkę pieniędzy, zebrano odpowiednią kwotę i po opłaceniu dotychczasowych panów, zwrócono się do cesarza Maksymiliana II Habsburga z prośbą o przejęcie zwierzchnictwa nad księstwem. Cesarz, oczywiście, nie odmówił i w ten sposób kolejna śląska ziemia dostała się pod bezpośrednie panowanie Habsburgów.
Wałbrzych i okoliczne ziemie są w owym czasie nadal własnością Czettryców. Pamiątką z tamtych czasów są między innymi epitafia, czyli tablice nagrobne, wmurowywane zwykle w ściany kościółów parafialnych. Epitafia poświęcane Czettrycom umieszczano na ścianach, wspomnianego już wcześniej kościoła parafialnego pod wezwaniem świętego Michała (Pfarrkirche St.Michael), pochodzącego z 1428 roku i rozbudowanego w 1467 roku. Wygląd wnętrza starego kościoła możemy poznać jedynie dzięki zachowanym dokumentom archiwalnym, bowiem kościół ten rozebrano doszczętnie w 1899 roku, po to, aby na jego miejscu wystawić dużo większy, obecny, neogotycki kościół parafialny pod wezwaniem Aniołów Stróżów. Epitafia pochodzące ze starego kościoła wykuto wówczas starannie z rozbieranych murów i wbudowano je w zewnętrzne ściany nowej świątyni. Dzięki temu najstarszym, zachowanym, kamiennym dokumentem miasta, jest dziś epitafium Jadwigi z rodu Czettryców, zmarłej 5 maja 1578 roku. Obok niej, na tej samej ścianie, widnieje inne, kamienne epitafium poświęcone kolejnej przedstawicielce rodu – Urszuli Czettryc, zmarłej 12 lipca 1591 roku. Płyty te stanowią wspaniały przykład rzeźby renesansowej, przedstawiającej całe postacie kobiet w sposób bardzo realistyczny. Podobny charakter ma też kolejne epitafium z kościoła Aniołów Stróżów poświęcone Casparowi von Waldau, zmarłemu 4 września 1572 roku. Był on panem feudalnym, właścicielem Starego Zdroju (Altwasser). W roku 1581 od uderzenia pioruna spłonął zamek Nowy Dwór (Neuhaus) stojący na Górze Zamkowej. Diprand Czettryc postanowił wówczas przenieść swoją siedzibę do Wałbrzycha i od roku 1604 rozpoczęła się budowa nowego, renesansowego pałacu, przy obecnej ulicy Zamkowej.
Tymczasem w Europie miały miejsce wydarzenia bardzo istotne dla jej dalszych losów. W 1563 roku zakończył obrady sobór trydencki, obradujący od 1545 roku, który zdecydował o reformie kościoła katolickiego i rozpoczął zdecydowaną akcję kontrreformacyjną. Sobór wzmocnił autorytet i władzę papieską, sprecyzował dogmaty i liturgię katolicką oraz odciął się od wszelkich teorii protestanckich. W wyniku jego uchwał powstał katechizm rzymski formułujący niezmienne zasady wiary. Zdyscyplinowano też organizację kościelną. Zniesiono nadużycia przy nadawaniu beneficjów, wprowadzono obowiązek przebywania biskupów w diecezji i obowiązek przeprowadzania wizytacji całej diecezji przynajmniej raz na pięć lat. Do walki o restytucję katolicyzmu ruszył zakon Jezuitów utworzony w 1534 roku przez Ignacego Loyolę, który został też pierwszym generałem zakonu. Zatwierdzenie statutu zakonu przez papieża miało miejsce w 1540 roku. Kościół katolicki nie zamierzał, bowiem, bez oporu oddać pola wyznaniom protestanckim (luteranom, kalwinom, hugenotom, arianom oraz braciom czeskim).
Fala kontrreformacji ruszyła najpierw w krajach Habsburgów i we Francji, gdzie w 1572 roku doszło do rzezi Hugenotów („Noc św. Bartłomieja”), lecz na Śląsk docierały wówczas jedynie nikłe echa tych wydarzeń. Z kolei za wschodnią granicą, w Polsce, w 1573 roku Konfederacja Warszawska gwarantowała jeszcze pokój religijny w Rzeczypospolitej i zakazywała prześladowań religijnych. Jednak synod biskupów archidiecezji gnieźnieńskiej, który odbył się w Piotrkowie w 1577 roku, przyjął postanowienia soboru trydenckiego. Biskup wrocławski Marcin Gerstmann, dążący do rozluźnienia związku z Gnieznem, nie pojawił się na synodzie piotrkowskim. Z tego powodu uchwały trydenckie zostały przyjęte w diecezji wrocławskiej dopiero w 1580 roku. Dopiero wtedy jezuici mogli przybyć do Wrocławia. Nastąpiło to w 1581 roku, gdy do Wrocławia dotarło dwóch jezuitów: Mateusz Krabler i Stefan Corvinus. Mimo intensywnej działalności duszpasterskiej, wobec braku poparcia mieszczan nie zdołali jednak utworzyć kolegium jezuickiego. Miejscowi luteranie wysłali petycję do cesarza Rudolfa, w której ostrzegali, że utworzenie kolegium jezuickiego będzie krokiem przeciwko pokojowi na Śląsku, niezgodnym z konfesją augsburską. Miejscowa organizacja kościelna także nie pospieszyła im z pomocą. Biskupi wrocławscy zajmowali się nadal przede wszystkim pomnażaniem własnych dóbr i rozwojem księstwa biskupiego w Nysie. Dlatego, nawet tam, w samej Nysie, tuż pod nosem biskupa, protestanci swobodnie szerzyli swą wiarę i rozprowadzali bez przeszkód kacerskie pisma.
Mimo tych kłopotów misja jezuicka we Wrocławiu utrzymała się z trudem do 1595 roku. Większe sukcesy odnotowało Towarzystwo Jezusowe jedynie w Kłodzku, podlegającym archidiecezji praskiej. Tam kolegium jezuickie utworzono w 1599 roku. W innych regionach Śląska próby tworzenia kolegiów napotykały na gwałtowny opór ze strony książąt, stanów i miast. Nowy biskup wrocławski, Andrzej Jerin (pełniący tę godność od 1585 roku), próbował przystąpić do walki z nowymi wyznaniami. Jednak wizytacja diecezji wrocławskiej, przeprowadzona w 1586 roku, wykazała, że działało w niej zaledwie 160 księży katolickich – podczas gdy w 1520 roku było ich około 1200. Wielu z nich posiadało też żony lub konkubiny. Kler protestancki był już wtedy dziesięciokrotnie liczniejszy.
W tym czasie ziemie śląskie stają się pomału peryferiami monarchii Habsburgów. Panuje tu względny spokój i następuje powolny rozwój, choć zdaniem niektórych historyków stopniowo zmniejsza się znaczenie gospodarcze Śląska. Małe zainteresowanie Śląskiem wykazywali następcy Karola V i Ferdynanda I na tronie czeskim, wspomniani już cesarze: Maksymilian II i Rudolf II.
W 1586 roku zmarł książę brzeski Jerzy II, za panowania, którego dokonano przebudowy zamku książęcego w Brzegu, stanowiącego do dziś najwspanialszy na Śląsku pomnik architektury renesansowej. Projektantem i budowniczym był Jakub Parr, pochodzący z pogranicza włosko-szwajcarskiego (znad jeziora Como). Z wysokiego poziomu nauczania znane było wówczas także protestanckie gimnazjum humanistyczne w Brzegu, utworzone z inicjatywy pobożnego księcia.
Poza słabnącymi, ale wciąż istniejącymi związkami gospodarczymi, istniały także ciekawe związki polityczne monarchi Habsburgów z Polską, która była już dla Śląska ościennym, obcym krajem. Pod koniec 1575 roku cesarz Maksymilian II starał się przecież w czasie elekcji o koronę polską. Miał, bowiem, bardzo silne poparcie licznego stronnictwa (tak zwanych „cezarianów”), złożonego z litewskiej magnaterii, niewielkiej części polskiej szlachty, sporej części mieszczan (szczególnie Gdańska) i większości wyższego duchowieństwa. Prymas Jakub Uchański, próbując zastosować metodę faktów dokonanych, ogłosił go już nawet królem polskim, i to na trzy dni przed elekcją Stefana Batorego. Chyba tylko rychła śmierć Maksymiliana II, która dosięgła go już w 1576 roku, zapobiegła wówczas wojnie domowej w Rzeczypospolitej.
Także po niespodziewanej śmierci Batorego, w 1587 roku, Habsburgowie ponow-nie stanęli do rywalizacji o polski tron. Wtedy jednym z głównych kandydatów do polskiej korony był arcyksiążę Maksymilian, brat cesarza Rudolfa II. Miał on pełne poparcie papieża i znacznego odłamu szlachty (stronnictwa Zborowskich). W tym przypadku biskup kijowski – Woroniecki, bez wiedzy prymasa Karnkowskiego, również zbytnio pośpieszył się z publicznym ogłoszeniem Maksymiliana królem Polski. Arcyksiążę miał jednak potężnego przeciwnika, i nie był nim bynajmniej kontrkandydat do korony królewskiej – Zygmunt III Waza, lecz kanclerz wielki koronny Jan Zamojski, przeciwny poddaniu Rzeczypospolitej władzy Habsburgów. Kiedy arcyksiążę Maksymilian w oparciu o wspomniany przedwczesny wybór chciał w końcu zbrojnie zająć polski tron, oblegając stołeczny Kraków, hetman Zamojski uratował stolicę koronacyjną Polski pokonując, rozbijając i zmuszając do odwrotu wojska austriackie. Wszystko skończyło się w 1588 roku pokonaniem Maksymiliana w bitwie pod Byczyną koło Kluczborka, już za polsko-austriacką granicą, na Górnym Śląsku. Wojska polskie pod dowództwem hetmana i kanclerza Jana Zamojskiego rozbiły armię habsburską, a sam arcyksiążę trafił do polskiej niewoli. Przez dwa lata musiał „brat cesarza rzymskiego” przebywać w gościnie u hetmana Zamojskiego w Krasnym Stawie. Chociaż, arcyksiążę Maksymilian nie narzekał chyba zbytnio na tę gościnę, skoro nawet trzymał do chrztu syna hetmana. W ten sposób, tylko dzięki zdecydowanej postawie Jana Zamojskiego, królem Polski został Zygmunt III Waza, siostrzeniec Anny Jagiellonki, a nie Maksymilian Habsburg. Stanowisko kanclerza zadecydowało o tym, że Polska nie związała się bezpośrednio z Rzeszą Niemiecką i monarchią Habsburgów.
Niestety, korzyści płynące z takiego wyboru okazały się tylko połowiczne. Uniknięto, co prawda, bezpośredniej zależności od Habsburgów, ale za to wybór Wazy spowodował wplątanie Polski w długotrwałe i wyniszczające, dynastyczne wojny ze Szwedami. Nie znalazł też Jan Zamojski wspólnego języka z królem, którego praktycznie wprowadził na tron. Ten, bowiem, wbrew stanowisku starego kanclerza, związał się bardzo mocno z cesarskim dworem austriackim, zarówno poprzez swe dwa małżeństwa (najpierw z arcyksiężniczką Anną a później z jej siostrą Konstancją), jak i poprzez swą politykę kontrreformacji. Nie bardzo interesowała go też polska racja stanu. To właśnie Zygmunt III „Brandenburczykom przedał pruską ziemię”. Mając na widoku tylko własne korzyści dynastyczne w Szwecji, samowolnie, bez pytania o zgodę sejmu, oddał w 1605 roku administrację Prus Książęcych elektorowi brandenburskiemu Joachimowi Fryderykowi z rodu Hohenzollernów.
Polska już od wielu lat nie patrzy w stronę Śląska. Od czasu śmierci ostatniego Jagiellona, Zygmunta Augusta (1572), już za czasów krótkiego panowania Stefana Batorego, Polska zainteresowana jest tylko zdobyczami na wschodzie, kosztem Rosji, oraz obroną południowego wschodu przed Turkami. Po wyborze na tron polski Zygmunta III Wazy (1587), i po wspomnianej bitwie pod Byczyną, na skutek rozgrywek dynastycznych dochodzi do zatargu Polski ze Szwecją. Śląsk nie jest już przedmiotem zainteresowania ani dla króla, ani dla magnatów. Jedyna więź łącząca jeszcze Śląsk z Polską to powiązania kościelne – formalna przynależność biskupstwa wrocławskiego do metropolii gnieźnieńskiej będzie trwała aż do roku 1821.
Na Śląsku wciąż ubywało ludności polskiej, już i tak będącej w mniejszości. Polacy pozostali jeszcze głównie na Górnym Śląsku i na wsiach Śląska Dolnego. Trudnili się też wyrębem lasów oraz spławianiem po Odrze drewna z obszarów pogranicza Górnego i Dolnego Śląska. Nazywano ich „wodnymi ludźmi” (Wasserleute). Od ich gwarowego języka, jakim się posługiwali (mieszanina polsko-niemiecka), wziął się termin „wasserpolnisch”, jakim później złośliwie określali Niemcy mowę polskich Ślązaków.
W Wałbrzychu już w tym czasie zaczęto w sposób zorganizowany wydobywać naj większe bogactwo tej Ziemi – węgiel kamienny. Pierwsza historyczna wiadomość o eksploatacji węgla w Wałbrzychu pochodzi z 1536 roku!. Wzmianka z 1561 roku informuje o wydzierżawieniu przez Hochbergów (panów na Książu – Fürstenstein) kopalni w Białym Kamieniu (Lapis Alba) niejakiemu Jerzemu Rudlowi. Najstarsza informacja o kopalni w Sobięcinie datowana jest na 1586 rok, a o kopalni w Starym Zdroju na rok 1594. Z informacji Rady Miejskiej Świdnicy dowiadujemy się, że węgiel wydobywany wtedy w Sobięcinie, Białym Kamieniu i Starym Zdroju przewożono następnie dwukonnymi wozami do Świdnicy. Górnictwo przynosiło właścicielom wałbrzyskich kopalń znaczne dochody. Pierwsze szyby były początkowo dość prymitywne. Głębokość wąskich, nieobudowanych, a co najwyżej ocembrowanych sosnowymi deskami szybów sięgała 50 metrów. Górnik zjeżdżał na dół w wiadrze, które służyło też do wydobywania urobku. Kiedy pogłębiano szyby często pojawiała się woda i trzeba ją było jakoś odprowadzać na zewnątrz. Odprowadzano ją poziomymi, lekko pochylonymi sztolniami, a gdy to już nie wystarczało stosowano najpierw czerpaki, a potem także pompy.
W roku 1604 Diprand Czettryc, ówczesny właściciel miasta, wydał tzw. „ordunek węglowy”, który regulował sprawy wydobycia, magazynowania i sprzedaży węgla, oraz wynagradzania gwarków. Jego przepisy dotyczyły wsi Biały Kamień, na której gruntach węgiel wydobywany był początkowo przez chłopów pańszczyźnianych pracujących pod nadzorem gwarków. Gwarkiem nazywano mistrza górniczego, człowieka wolnego, posiadającego przywilej na poszukiwanie i wydobywanie kruszcu. Zastępcą gwarka był tak zwany lenszownik, który zajmował się wyszukiwaniem, zatrudnianiem i opłacaniem robotników, a często także sam prowadził poszukiwania górnicze. Wszystkie roboty wykonywane przez kopaczy nadzorował sztygar. Poza tym, w tych pierwszych kopalniach zatrudnienie znajdowali także ładowacze, tragarze, woźnice i poganiacze koni, bowiem białokamieński węgiel był w tym czasie regularnie dostarczany konnymi wozami do Świdnicy. W rozbudowującym się Wałbrzychu powstawały i rozwijały sie również inne gałęzie rzemiosła i wytwórczości. W 1608 roku powstaje cech rzeźniczy, a w 1610 cech piekarzy. Istnieją już także cechy krawców i szewców, funkcjonuje browar i słodownie, oraz młyn i tartak należące do właścicieli Wałbrzycha – Czettryców.
Jak już wspomniano pamiątkami z tych czasów są kamienne epitafia wmurowywane w ściany kościółów parafialnych. Poza tablicami poświęconymi miejscowym feudałom umieszano tam także epitafia innych wybitnych osobistości. Z treści jednego z zachowanych w ten sposób kamiennych epitafiów (wmurowanych obecnie w ścianę kościoła Aniołów Stróżów) możemy dowiedzieć się, że „ 11 marca 1600 roku, w 61 roku życia zmarł błogosławiony w Bogu Hieronnymus Klose, przez kilka lat wybierany burmistrzem Wałbrzycha, a 10 kwietnia 1613 roku, łagodną śmiercią poszła za nim, pozostawiona po nim wdowa Anna Adolfina w wieku 72 lat. Para małżonków bojąca się Boga, posłuszna zwierzchności, szanująca urząd kaznodziejski, miłująca bliźnich, wydała na świat dziesięcioro dzieci, dwóch synów wychowała na studia, spomiędzy których najmłodsze i ostatnie dziecko M. Heinrich Klose, rektor gimnazjum Marii Magdaleny we Wrocławiu, swoim ukochanym i wiernym rodzicom ten kamień na pamiątkę sporządzić polecił”. Dzięki rozwojowi górnictwa, tkactwa i wspomnianych wyżej rzemiosł rola Wałbrzycha stopniowo rosła, choć miasteczko to wciąż pozostawało jeszcze daleko w cieniu Świdnicy – stolicy księstwa, a nawet w cieniu sąsiedniego Boguszowa.
Na przełomie wieków XVI i XVII dochodzi do rozłamu w rodzie Habsburgów. Bezdzietnego Rudolfa II próbowano odsunąć od władzy na korzyść jego młodszego brata Macieja. Macieja popierały Węgry i Austria. Natomiast Czechy i w większości protestancki Śląsk opowiedziały się za Rudolfem, w zamian za obietnicę zachowania swobód wyznaniowych złożoną w liście majestatycznym w 1609 roku. Na stanowisko namiestnika Śląska obiecał przy tym Rudolf powoływać osoby świeckie, odsuwając od tych funkcji biskupów katolickich. Były to jednak tylko obiecanki. Wobec usilnych dążeń centralizacyjnych Habsburgów i konkretnych posunięć zmierzających do osłabienia pozycji protestantów, w 1608 roku zawiązała się Unia ewangelicka, zrzeszająca większość protestanckich książąt niemieckich. W odpowiedzi na to w 1609 roku utworzono tzw. Ligę katolicką, cieszącą się pełnym poparciem dworu cesarskiego. W ten sposób nastąpił podział Rzeszy na dwa antagonistyczne obozy, które następnie zaczęły szukać sprzymierzeńców także poza granicami Niemiec. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. W 1611 roku cesarz Rudolf II abdykuje, a jego miejsce zajmuje arcykatolicki Maciej. W 1617 roku, nowy cesarz, Maciej, na stanowisko namiestnika Śląska powołuje księcia cieszyńskiego Adama Wacława – bo tylko on, mając na względzie jedynie własną karierę polityczną, przeszedł w 1610 roku na katolicyzm. Kiedy książę ten niebawem umiera, jego następca na tym stanowisku – książę Jan Chrystian z Legnicy, jest już protestantem. Tymczasem w sąsiednich Czechach znowu wrzało, ponieważ Maciej wcale nie zamierzał dotrzymywać obietnic zawartych w liście majestatycznym z 1609 roku. Co więcej, w 1617 roku, jako swego następcę w Czechach wyznaczył Ferdynanda Habsburga, wychowanka jezuitów, znanego ze swych skrajnie katolickich poglądów, który chlubił się tym, że w Styrii wytępił skutecznie wszystkich tamtejszych wyznawców luteranizmu. Spór o dwa zbory protestanckie zbudowane na terenie dóbr kościelnych (jeden z nich zbudowano na terenie zakonu benedyktynów w Broumowie), dodatkowo zaostrzył sytuację, wywołując wrzenie w całych Czechach i mimo zakazu cesarza doprowadził do zwołania zgromadzenia protestantów w Pradze. 23 maja 1618 roku delegacja protestantów udała się na praski zamek, gdzie doszło do zaciekłej kłótni z przedstawicielami cesarza. W jej efekcie, właśnie wówczas, w maju 1618 roku dochodzi do słynnej „defenestracji praskiej”, czyli mówiąc po prostu, do bezpardonowego wyrzucenia dwóch cesarskich namiestników i ich sekretarza przez okno kancelarii zamkowej w Pradze, co w konsekwencji stało się hasłem do wybuchu powstania antyhabsburskiego w Czechach. Datę tę – rok 1618 – uznano później za początek wojny trzydziestoletniej.
Czesi szybko powołali 30 osobowy Dyrektoriat, pełniący rolę rządu tymczasowego, zwołali sejm i zaciągnęli armię, na czele której stanął hrabia Henryk Thurn, przywódca stronnictwa protestanckiego. Potem zwrócili się o pomoc do stanów morawskich i śląskich. Stany śląskie zgodnie z postanowieniami związku obronnego z 1609 roku były zobowiązane do udzielenia zbrojnej pomocy Czechom. W tym czasie, kiedy do Wrocławia przybyło poselstwo czeskie, starostą generalnym Śląska był wspomniany już książę brzeski Jan Chrystian. Ten, po uzyskaniu poparcia innych książąt śląskich, opowiedział się zdecydowanie za udzieleniem pomocy zbuntowanym Czechom. Swego poparcia stanom śląskim udzieliła także rada miejska Wrocławia. Od tej chwili na Śląsku rozpoczęto przygotowania do wojny; powołano 6 tysięczną armię, na czele której stanął Jan Jerzy Hohenzollern. Część wojsk natychmiast po uformowaniu wkroczyła do Czech i wzięła udział w obronie kraju przed pierwszymi atakami ze strony Habsburgów, reszta przeprowadzała regularne ćwiczenia wojskowe przygotowując się do walki w polu.
W marcu 1619 roku nastąpiła zmiana na tronie habsburskim. Zmarł cesarz Maciej. Jego oficjalnym następcą, zgodnie z zapowiedziami, został wychowanek jezuitów – Ferdynand ze Styrii, znany z wielkiej gorliwości katolickiej. Zostając w 1619 roku cesarzem, a więc i królem czeskim, Ferdynand II zażądał od stanów śląskich hołdu, w przypadku odmowy grożąc ostrymi represjami. W odpowiedzi na to żądanie, pod koniec czerwca 1619 roku zebrały się w Pradze stany wszystkich krajów korony czeskiej, w tym także delegacja Śląska złożona z książąt, szlachty i mieszczan, której przewodził książę oleśnicki Henryk Wacław, celem zajęcia wspólnego stanowiska. Na zgromadzeniu tym postanowiono odmówić poparcia cesarzowi Ferdynandowi II, zdetronizować dynastię Habsburgów i utworzyć z Czech, Moraw, Śląska i Łużyc państwo związkowe pod berłem jednego króla, posiadającego jednak odpowiednio ograniczoną władzę. Po ogłoszeniu detronizacji Ferdynanda II, na tron nowoutworzonego państwa powołano elektora Palatynatu – księcia Fryderyka, kalwina, jednego z głównych przywódców Unii Ewangelickiej.
W ten sposób kraje korony świętego Wacława (to jest korony czeskiej) oderwały się od monarchii habsburskiej próbując stworzyć własną rzeszę związkową, w której poszczególne kraje (w większości protestanckie) miały otrzymać dość dużą samodzielność. Początki nowego tworu politycznego były obiecujące. W październiku 1619 roku doszło nawet do bezpośredniego zagrożenia stolicy Habsburgów. Wiedniowi zagroziły wojska powstańców i sprzymierzonego z nimi księcia siedmiogrodzkiego Bethlena Gabora. Habsburgów uratował polski król Zygmunt III Waza. On to, bowiem, z własnej inicjatywy i bez zgody sejmu zwerbował lisowczyków (oddziały lekkiej polskiej jazdy), aby udzielić pomocy cesarzowi. Kiedy lisowczycy, znani zarówno z męstwa jak i z bezwzględnych rabunków, dokonali najazdu na Siedmiogród, Bethlen Gabor porzucił oblężenie Wiednia i zawrócił ratować własną ojczyznę. W lutym 1620 roku lisowczycy złupili jeszcze księstwo opolsko-raciborskie, cieszyńskie oraz Morawy. Wówczas byli już jednak na żołdzie cesarskim, bowiem szlachta polska w większości sympatyzowała z powstańcami czeskimi. Mimo tych sympatii oddziały polskich lisowczyków, pobierających żołd od cesarza, jeszcze wielokrotnie brały udział w walkach na różnych frontach (oczywiście po stronie Habsburgów).
Król nowego związkowego państwa utrzymał się jednak w Pradze tylko przez zimę 1619/ 1620, i z tego powodu nazwano go później „królem zimowym”. Druga strona, to jest strona cesarza Ferdynanda II, zbierała siły i przygotowywała się do odwetu. Cesarz uzyskał pomoc Ligi Katolickiej, Hiszpanii i papieża, a nawet przeciągnął na swoją stronę protestanckiego księcia Saksonii – Jana Jerzego I. Tak wzmocniony wyruszył zgnieść powstanie. Do krwawego spotkania doszło pod Białą Górą koło Pragi, w dniu 8 listopada 1620 roku. Bitwa zakończyła się straszliwą klęską wojsk powstańczych – cesarz Ferdynand II Habsburg rozbił wojska zbuntowanych czeskich protestantów i ich stronników. Na polu walki padł kwiat szlachty czeskiej. Po bitwie przywódcy i uczestnicy powstania zostali poddani ostrym represjom. Stracono około 600 osób a ich dobra skonfiskowano, po czym nadano je zwolennikom cesarza. Bitwa miała bardzo duże znaczenie dla Czech i Śląska, bowiem konfiskacie uległa prawie połowa ziem należących do Czechów, a na skutek prześladowań wyemigrowało z Czech co najmniej 150 tysięcy niekatolików. Ograniczono do minimum uprawnienia sejmu krajowego a językiem urzędowym stał się język niemiecki. Po klęsce białogórskiej powstanie czeskie upadło a król Fryderyk musiał uchodzić z kraju. W ten sposób Fryderyk przybył jeszcze w końcu 1620 roku do Wrocławia, gdzie miasto i stany śląskie, mimo wszystko, złożyły mu uroczysty hołd. Do hołdu zmuszono także duchowieństwo katolickie. Król usiłował zebrać we Wrocławiu środki na dalszą wojnę z cesarzem. Niebawem jednak opuścił Wrocław i Śląsk, po czym wyjechał do swych posiadłości w Niemczech, by tam zbierać siły do nowych działań wojennych.
Czesi utracili niezawisłość a stany śląskie musiały ukorzyć się przed cesarzem i opłacić wysokimi kwotami pieniężnymi zachowanie i potwierdzenie swych dotychczasowych przywilejów oraz utrzymanie w mocy dotychczasowych zasad tolerancji wyznaniowej. Kontrybucja w wysokości 300 tysięcy uchroniła kraj przed większymi represjami. Cesarz ogłosił amnestię; nie objęła ona jednak wodza protestanckich wojsk śląskich Jana Jerzego Hohenzollerna. Skazano go na banicję, a odebrane mu księstwo karniowskie otrzymał wierny sługa cesarza Karol Liechtenstein. Część uciekinierów czeskich schroniła się w Wałbrzychu, bo tu jeszcze panował względny spokój. W spokojnym Wałbrzychu schronili się też protestanccy kaznodzieje prześladowani w ościennych krajach objętych kontrreformacją.
Wydawało się, że to już koniec walk. Król Fryderyk schronił się w Berlinie. Starosta Jan Chrystian, książę brzeski, dochował wierności pokonanemu królowi. Wczesną wiosną, w kwietniu 1621 roku złożył urząd starosty i wyjechał do Frankfurtu nad Od-rą, do swego szwagra, elektora brandenburskiego Jerzego Wilhelma. Na stanowisko starosty generalnego Śląska powołano brata księcia brzeskiego Jerzego Rudolfa. I choć wygnany przez cesarza, skazany na banicję Jan Jerzy Hohenzollern, oraz popierający Czechów książę Siedmiogrodu Gabriel Bethlen, nadal zagrzewali protestantów do walki, a nawet zorganizowali zbrojny opór, to jednak nie udało im się odnieść sukcesów. Jesienią 1622 roku ich wojska znowu poniosły klęskę. Ostatnim ośrodkiem oporu zwolenników „króla zimowego” było Kłodzko, gdzie załogą obrońców dowodził Bernard Thurn. W walkach toczonych na terenie hrabstwa kłodzkiego wzięli udział lisowczycy wezwani na pomoc przez biskupa wrocławskiego Karola Habsburga. Biskup wezwał ich, aby uwolnić zamknięty w Bystrzycy Kłodzkiej pułk cesarski dowodzony przez samego Liechtensteina. Pułk ten został tam zablokowany przez oddziały chłopskie zwołane i zorganizowane przez Hansa Wolfa, sołtysa z Długopola Górnego, po to, aby ochronić okoliczne wsie przed rabunkami żołnierskimi i prześladowaniami religijnymi, a także aby pomóc załodze w Kłodzku. Lisowczycy, dowodzeni przez niejakiego Strojnowskiego okryli się złą sławą – w bitwie stoczonej w czerwcu 1622 roku na polach pod Bystrzycą rozbili związek chłopski i wycięli co najmniej kilkuset chłopów, a później, wraz z oddziałem Liechtensteina, w odwecie brutalnie spacyfikowali pobliskie wioski. W efekcie takich porządków zmienił się na Śląsku układ sił polityczno-religijnych. Wśród dziesięciu ówczesnych książąt śląskich katolicy mieli 6 głosów (Świdnica, Jawor, Nysa, Karniów, Cieszyn i Opole-Racibórz) a protestanci już tylko 4 (Legnica i Brzeg, gdzie panowali piastowicze oraz Oleśnica i Ziębice, gdzie władcami byli Podiebradowicze).
A jednak buntu nie udało się całkowicie uśmierzyć. Wydarzenia w Czechach stały się jedynie wstępem do dalszych działań wojennych, które potoczyły się już poza Czechami i objęły znacznie większy teren. Przeciwko połączonym wojskom cesarza, Ligi Katolickiej i Hiszpanii wystąpiły, bowiem, wojska protestanckich książąt niemieckich oraz wojska Danii. Cesarz przeważał w polu – w efekcie, po poniesionych porażkach, oddziały niemiecko-duńskie rozproszyły się, a część z nich wkroczyła na Śląsk paląc, niszcząc i grabiąc ziemie, przez które prowadził ich pochód. W pogoń za oddziałami niemiecko-duńskimi ruszył zdobywający wtedy wielką sławę wódz oddziałów cesarskich – Albrecht Wallenstein. Lecz tak naprawdę cesarskie wojska Wallensteina także chętniej zajmowały się grabieżą niż walką.
Wałbrzych i jego okolice nie ucierpiały w tym czasie bezpośrednio, ale wojna spowodowała nędzę i głód jego mieszkańców, w takim samym stopniu jak dla większość ludności Śląska. W dodatku w 1624 roku uciekinierzy wojenni przywlekli do Wałbrzycha i jego okolic zarazę (dżumę). Ofiary choroby grzebano nawet na podmiejskich łąkach, bo na cmentarzu zabrakło już miejsca. W 1627 roku Wallenstein oczyścił Śląsk z resztek zdemoralizowanych wojsk protestanckich. W tym samym roku cesarz Ferdynand II, za zasługi w walce z protestantami, sprzedał mu jeszcze księstwo żagańskie. To również osłabiło pozycję protestantów. A po rozbrojeniu przeciwników znowu zaczęły się represje. Na domiar złego w 1627 roku do Wałbrzycha i do Boguszowa powróciła zaraza; zmarło wtedy ponad 100 ludzi. Mieszkańcy wciąż ubożeli, zmuszani do płacenia wysokich podatków, koniecznych, aby uregulować kontrybucje nałożone przez zwycięzców na księstwo świdnicko-jaworskie.
Akcję kontrreformacyjną prowadzono przy pomocy wojska. Oddziały dragonów wspomnianego już Karola Liechtensteina złupiły Świdnicę, Jawor, Lwówek, Bolesławiec i Ziębice. Często stosowaną metodą złamania przeciwników religijnych były tak zwane „dragonady”. Polegało to na tym, że dragoni wkraczali do miast, zajmowali kwatery w domach protestantów i tak długo z nich bezpłatnie korzystali, aż zrozpaczeni takim rabunkiem i żołnierskimi ekscesami mieszkańcy nie przynieśli kartki od spowiedzi, wystawionej przez jezuitę. Tak działo się między innymi w księstwie jaworsko-świdnickim i ziębickim. „Dragonad” uniknął szczęśliwie bardzo protestancki Wrocław a także niewielki, lecz w równym stopniu opanowany przez protestantów, Wałbrzych. Namiestnik Śląska, książę legnicki Jerzy Rudolf, zrezygnował ze swego urzędu nie mogąc za pomocą petycji kierowanych do cesarza powstrzymać rabunków popełnianych przez wciąż zmieniające się cesarskie oddziały wojskowe. W hrabstwie kłodzkim, które należało do diecezji praskiej, przeprowadzono wtedy bezwzględną rekatolicyzację. Od stycznia 1628 roku, wszystkim protestanckim mieszkańcom tej ziemi postawiono do wyboru: albo przejście na katolicyzm, albo natychmiastowe opuszczenie hrabstwa. Nakaz wprowadzano w życie przy pomocy wojska, dzięki czemu do roku 1630 dokonała się całkowita rekatolizacja ziemi kłodzkiej.
Natomiast w księstwie świdnicko-jaworskim, którego ziemie podlegały diecezji wrocławskiej, reakcja katolicka odnotowała znacznie mniejsze sukcesy i mimo jej usilnych starań większość ludności pozostała przy wierze ewangelickiej. Tak było również w miastach: w Świdnicy i Jaworze, mimo, iż ich ówczesnym starostą był gorliwy bojownik kontrreformacyjny Henryk Bibran. Z oczywistych względów rekatolizacja nie dotyczyła terenu rozległych dóbr klasztoru w Krzeszowie, bowiem jego poddani byli prawie wyłącznie katolikami. Na prośbę stanów księstwa świdnicko-jaworskiego cesarz zapewnił, że na Dolnym Śląsku obowiązkowa restauracja katolicyzmu obejmie tylko miasta, a nie szlachtę. Rzeczywistość wyglądała jednak inaczej – wystarczy wspomnieć, że w 1628 roku w całym Wałbrzychu mieszkały tylko 4 rodziny katolickie. Aby podnieść liczbę katolików w miastach księstwa świdnicko-jaworskiego zmuszano za pomocą różnych nacisków rady miejskie i cechy rzemieślnicze do „dobrowolnego”, pisemnego deklarowania przejścia na katolicyzm. W efekcie takich akcji wielu mieszkańców miast śląskich, w tym także wielu mieszkańców Wałbrzycha i okolic, zmieniło wyznanie lub wyemigrowało na Łużyce, tam szukając dla siebie spokojnego schronienia. Nie pomogły próby złożenia skargi do cesarza na represje religijne, jakie podejmował w 1628 roku książę oleśnicki Henryk Wacław, który był wtedy oficjalnym namiestnikiem Śląska. W marcu 1629 roku Ferdynand II Habsburg, cesarz rzymski i niemiecki, oraz król Czech i Węgier, wydał edykt restytucyjny, który przywracał katolikom wszystkie dobra kościelne pozostające w rękach protestantów od czasu rozejmu z 1555 roku.
Wtedy, w 1630 roku, na pomoc przegrywającym w polu protestantom ruszyła potężna armia szwedzka pod wodzą króla Gustawa Adolfa, mieniącego się obrońcą niemieckich protestantów. Szwedów wsparła Brandenburgia i Saksonia. To Gustaw Adolf nakazał elektorom (saskiemu i brandenburskiemu) wesprzeć śląskich protestantów. Większość ludności Śląska z radością przyjmowała wieści o wkroczeniu Szwedów najpierw do północnych Niemiec, a następnie w 1632 roku, na Śląsk. W królu Gustawie Adolfie protestanci śląscy widzieli swego obrońcę i wybawiciela. Wraz ze Szwedami, z rozkazu króla szwedzkiego, w 1632 roku wkroczyły na Śląsk także sprzymierzone z nim wojska brandenburskie i saskie. Oddziały saskie pod wodzą generała Arnima zdobyły Głogów a następnie, w sierpniu 1632 roku, po połączeniu się ze Szwedami, zadały klęskę armii cesarskiej w bitwie pod Ścinawą. Książęta Legnicy i Brzegu sami wpuścili Szwedów i Sasów do swych księstw. Ostrożny patrycjat wrocławski, mimo sympatii dla sprawy protestanckiej, zachował neutralność. Neutralności tej strzegły wojska miejskie i potężne fortyfikacje. Protestanckie wojska wkroczyły na Ostrów Tumski pod Wrocławiem, ale do samego, silnie ufortyfikowanego miasta nie wdarły się. Wojska protestanckiej koalicji szwedzko-saskiej stopniowo opanowywały coraz większe połacie Śląska. I choć w listopadzie 1632 roku, w zwycięskiej dla Szwedów bitwie pod Lutzen, zginął ich król, zaciekłe walki między siłami protestanckimi a wojskami cesarskimi nie ustały ani na chwilę.
Wykorzystując śmierć króla i wodza szwedzkiego wodzowie cesarscy, tacy jak Albrecht Wallenstein, Mathias Gallas czy Jan Ulryk Schaffgotsch, przeszli do kontrataku odzyskując część utraconych wcześniej ziem. Nie obeszło się, niestety, przy tym bez kolejnych zniszczeń – ofiarą rozbestwionych żołnierzy Wallensteina stała się wtedy, odbita z rąk Szwedów Niemcza. Warto tu wspomnieć, że Jan Ulryk Schaffgotsch, mimo iż był śląskim protestantem, pozostał na służbie cesarskiej i był serdecznie zaprzyjaźnionym z Albrechtem Wallensteinem. Tak, więc, walki rozgorzały na nowo, tym razem docierając już także do samego Wałbrzycha. Niechlubnie zapisał się wówczas w historii miasta pułkownik szwedzki Duval, prowadzący 12 tysięcy żołnierzy, który zażądał od Wałbrzycha i jego okolicznych wsi zapłacenia bardzo wysokiej kontrybucji. Nie pomogły gorące prośby Elżbiety Czettritz o zmniejszenie ciężarów nałożonych na jej poddanych. Dragoni Duvala siłą odbierali chleb i pieniądze.
Rok 1633 był także bardzo niespokojny. Zarówno wojska szwedzkie, jak i wojska cesarskie plądrowały okolice. Ograbiono Książ i Świebodzice, większa część Boguszowa została spalona. Doszło do tego, że nie pogrzebane ciała poległych żołnierzy spowodowały w Wałbrzychu kolejną zarazę, w wyniku której latem 1633 roku zmarło aż 126 mieszkańców. Życie w mieście zamarło tak, że aż do końca tego nieszczęsnego roku nie odprawiano nawet nabożeństw kościelnych. Na całym Śląsku wybuchła epidemia dżumy, przywleczonej ponoć przez żołnierzy cesarskich. W samym Wrocławiu zmarło około 18 tysięcy osób, to jest prawie połowa mieszkańców miasta. Równie duże straty w ludności cywilnej odnotowano w innych większych miastach, w Legnicy, Jeleniej Górze i w Strzelinie zmarło po około 2,5 tysiąca ludzi. W Strzelinie z epidemii ocalało zaledwie 20 rodzin.
W wyniku kolejnych sukcesów oddziałów Wallensteina i Schaffgotscha (ich wojska zajęły Głogów, Legnicę, Lubin, Chojnów, Złotoryję i Ścinawę) do końca 1633 roku większość Śląska była oczyszczona z wojsk koalicji protestanckiej. Tak duży sukces militarny zaszkodził jednak Wallensteinowi, który poczuł się zbyt wszechmocnym i bezkarnym. Wódz ten nawiązał potajemne układy z obozem protestanckim, z Francją i z czeskimi emigrantami (kto wie, czy nie dzięki pomocy Schaffgotscha). Przy ich poparciu i w oparciu o wojska pozostające pod własną komendą zamierzał zrealizować prywatne, wcale niemałe ambicje polityczne. Postanowił opuścić cesarza i ogłosić się królem Czech. Cesarz został jednak powiadomiony o tych tajemnych planach i zdążył zorganizował zamach, który zniweczył zamiary Wallensteina. Zdobywca Śląska został w lutym 1634 roku zamordowany w Chebie (po niemiecku Eger) przez nasłanych zamachowców. Większość oficerów jego armii opowiedziała się za cesarzem, wobec czego komendę nad wojskiem przejął cesarski generał Mathias Gallas. Tylko najwierniejszy, śląski przyjaciel wodza – Jan Ulryk Schaffgotsch (wraz ze swym pułkiem stacjonującym w Opawie) – dotrzymał mu wierności. Bunt pułku wznoszącego okrzyki na cześć króla Wallensteina szybko i skutecznie stłumiono, a Schaffgotscha aresztowano i osadzono w twierdzy kłodzkiej. Po śledztwie przeprowadzonym w Wiedniu skazano go na śmierć (wyrok wykonano w Ratyzbonie w lipcu 1635 roku) a jego dobra uległy konfiskacie. W 1636 roku potomkowie Jana Ulryka odzyskali większość skonfiskowanych rodowych posiadłości, ale dopiero po przejściu na katolicyzm.
Bałagan jaki powstał po buncie Wallensteina chwilowo wykorzystali znowu śląscy protestanci, których wojska wspólnie z oddziałami szwedzkimi, saskimi i brandenburskimi wznowiły działania zaczepne. Kiedy w 1635 roku do wojny włączyła się jeszcze Francja, główny, europejski przeciwnik Habsburgów, wydawało się, że szala zwycięstwa przechyli się znowu w stronę obozu antyhabsburskiego. Nadzieje te były jednak płonne; już w maju 1635 roku elektor saski zawarł w Pradze separatystyczny pokój z cesarzem (skuszony tytułem dziedzicznego władcy Łużyc). Wkrótce do pokoju praskiego przystąpił też elektor brandenburski i w ten sposób śląscy protestanci zostali znowu sami. Ładnym gestem popisał się wówczas saski generał Arnim, który na znak protestu przeciw poczynaniom swego władcy odesłał mu swoją szablę. Był to jednak tylko gest, a w rzeczywistości pokój praski oznaczał, że miejsce oddziałów saskich na Śląsku zajęły pułki cesarskie. Wrocław za uzyskanie cesarskiego przebaczenia znów musiał zapłacić wysoką kontrybucję. Na tym tle w 1636 roku wybuchły zamieszki w szeregach zaciężnego wojska pozostającego na służbie patrycjatu wrocławskiego. Patrycjat, obligowany przez władze cesarskie z Pragi, żądał od żołnierzy przysięgi na wierność cesarzowi, żołnierze zaś, przeważnie luteranie, bali się, że po złożeniu przysięgi będą bez ceregieli wcielani do armii cesarskiej. Mieszczanie wrocławscy udaremnili bunt w swym wojsku poprzez aresztowanie przywódców i skazanie ich na śmierć.
W okolicach Wałbrzycha od 1635 do 1639 roku trwał względny spokój. Kiedy w 1639 roku nastąpił ponowny najazd wojsk szwedzkich, w Wałbrzychu kwaterowały wojska cesarskie, które umiały równie dobrze jak Szwedzi łupić miejscową ludność. Wkrótce Szwedzi opanowali ziemię kłodzką, Kamienną Górę, Bolesławiec, Lwówek Śląski i Jelenią Górę. Do końca 1639 roku zajęli cały Dolny Śląsk. Powrót wojsk szwedzkich nie wzbudzał już powszechnego entuzjazmu. Ludność miała już dość grabieży i gwałtów prowadzonych w imię obrony religii.
Od wiosny 1640 roku z kolei wojska cesarskie zaczęły odzyskiwać utracone rok wcześniej ziemie. Miejscowości, których mieszkańcy sprzyjali Szwedom zostały w odwecie doszczętnie złupione. Taki los spotkał Jawor. Obawiając się podobnego potraktowania mieszkańcy Jeleniej Góry czynnie wzięli udział w obronie miasta u boku Szwedów, a następnie osłaniani przez uchodzące wojska szwedzkie, opuścili rodzinne miasto udając się na emigrację. Po ich wyjściu w ruinach Jeleniej Góry zostało ponoć tylko 8 katolickich rodzin. W 1642 roku Szwedom przybył z pomocą generał Torstenson przyprowadzając na Śląsk nowe oddziały. To w czasie kampanii 1642 roku doszło do zdobycia przez Szwedów Głogowa oraz do głośnej bitwy pod Marcinowicami koło Świdnicy, w której rozbito armię cesarską, po czym opanowano twierdzę świdnicką. Później, aby odbić Świdnicę z rąk Szwedzkich, wojska cesarskie musiały oblegać ją przez ponad pół roku – ostatecznie twierdzę odzyskano dopiero w maju 1644 roku. Zagony szwedzkiej kawalerii generała Koenigsmarcka grasowały po całym Śląsku, od Jeleniej Góry po Cieszyn, wszędzie siejąc zniszczenie i spustoszenie. W 1642 roku mieszkańcy Białego Kamienia uciekli przed Szwedami do lasów na Chełmcu.
W roku 1645 Szwedzi widząc, że dłużej na tych terenach nie zdołają się utrzymać, doszczętnie splądrowali cały Boguszów. Podczas grabieży ratusza wojacy szwedzcy zniszczyli wszystkie dokumenty miejskie, księgi górnicze i przywileje, wrzucając całą zawartość archiwum miejskiego do zatopionego szybu starej kopalni „Śmiało z Bogiem”, znajdującego się w centrum boguszowskiego rynku.
Na marginesie warto odnotować, że w czasie opisanych działań wojennych prowadzonych na Śląsku, w październiku 1641 roku elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm złożył polskiemu królowi Władysławowi IV Wazie należny hołd lenny z tytułu obejmowanych Prus Książęcych. Niekorzystny dla Polski przebieg późniejszych wydarzeń sprawi, że hołd ten okaże się ostatnim w historii hołdem pruskim.
Wojnę trzydziestoletnią ostatecznie zakończył pokój westfalski zawarty w październiku 1648 roku w Münster i w Osnabrück na terenie Westfalii, już za czasów panowania nowego cesarza Ferdynanda III. Korzyści z tej wojny wyniosły: Francja i Szwecja. Pozycja Austrii i Habsburgów została osłabiona. Habsburgowie przestali odgrywać dominującą rolę w Rzeszy; zwierzchność cesarza nad poszczególnymi państwami niemieckimi (poza ich ziemiami dziedzicznymi) była odtąd już tylko czysto formalna. Pełnię władzy zachowali jedynie w swych krajach dziedzicznych. Dla Czech, Moraw oraz dla Śląska oznaczało to ponowne poddanie tych ziem reakcji katolickiej i cesarskiemu absolutyzmowi.
Dla wymienionych krajów, a przede wszystkim dla Śląska bilans tej długiej i cięż-kiej wojny był tragiczny. Wyludnienie i zniszczenie Śląska były ogromne. Zniszczeniu uległo 36 miast, 1095 wsi i 113 zamków. Będzie musiało upłynąć ponad sto następnych lat, zanim ziemia śląska zdoła dojść do takiego stanu zagospodarowania i zaludnienia, jaki był przed wojną trzydziestoletnią. Każda armia przechodząca przez te ziemie nakładała swoje kontrybucje, żołnierze rabowali i niszczyli dobytek ludności, złupione wsie palili, za wojskiem często szła zaraza. W gruzy obrócono wiele miast i zamków, całkowicie upadło górnictwo. W kwitnących niegdyś miastach, takich jak Lwówek Śląski, Jawor, Bolesławiec czy Jelenia Góra, wśród zgliszcz wegetowały resztki dawnych mieszkańców. W miastach tych liczących po około 6 tysięcy mieszkańców każde, po wojnie pozostało zaledwie od 40 do 80 ludzi. Spośród wszystkich miast sąsiadujących z Wałbrzychem najbardziej ucierpiał Boguszów, który nie zdołał już nigdy odzyskać swego dawnego znaczenia. W księstwie świdnicko-jaworskim, w 1650 roku, na 657 wsi istniejących przed wojną trzydziestoletnią, aż 242 zostały w jej trakcie całkowicie zniszczone. Później stopniowo je odbudowywano, ale jeszcze w 1654 roku, 26 wsi nadal było całkowicie opuszczonych. W latach 1620-1641 ludność księstwa świdnicko-jaworskiego musiała z tytułu różnych kontrybucji, danin i podatków zapłacić zajmującym je wojskom olbrzymią sumę prawie 16 milionów florenów, to jest równowartość 52 ton złota!. Księstwo zniszczono ekonomicznie i fizycznie.
Prześladowania religijne spowodowały masową migrację ludności. Najwięcej uchodźców opuściło Czechy i Morawy (choć ze Śląska także niemało) przenosząc się do protestanckich krajów niemieckich. Najczęściej osiedlali się w Saksonii, szczególnie na Łużycach. Pewna liczba czeskich uchodźców schroniła się także w księstwie świdnicko-jaworskim, w dominium mieroszowskim albo książańskim, oddając się pod opiekę Hochbergów z Książa. Miejsca opuszczone przez starą śląską szlachtę, zajmowali nowi ludzie korzystający z nadań cesarskich lub wykorzystujący ciężką sytuację dawnych właścicieli i wykupujących śląskie dobra. W ten sposób na Śląsku pojawiły się nowe rody, dotąd nie związane z tym krajem, najczęściej pochodzenia niemieckiego, takie jak : Althan, Nostitz, Nimptsch, Tschern, Gotz i inne.
Przed wojną trzydziestoletnią Wałbrzych rozbudowywał się i rozrastał. Wolno, ale systematycznie przybywało mu mieszkańców. To spowodowało, że w pierwszych la-tach XVII wieku właściciele Wałbrzycha i wielu okolicznych wsi, rodzina Czettryców, na stałe opuszczają zamek Nowy Dwór (Neuhaus), położony na Górze Zamkowej poza miastem) i budują nową, okazałą, feudalną rezydencję w obrębie miasta.
Renesansowy pałac Czettryców, do dziś tradycyjnie nazywany zamkiem, wzniesiony został na obrzeżu ówczesnego miasta, przy dzisiejszej ulicy Zamkowej, w latach 1604–1628 przez Dipranda Czettryca. Wałbrzyski feudał przeniósł swoją rodową siedzibę z obronnego Nowego Dworu do pałacu pozbawionego cech obronnych i powiązanego komunikacyjnie oraz funkcjonalnie z miastem. Później, w wyniku rozrastania się miasta, pałac powoli znajdzie się w jego centrum. Nowy zamek-pałac będzie kilkakrotnie przebudowywany (m.in. w 1882 roku) oraz rozbudowywany (w 1898 i w 1922 roku). Z okresu przebudowy w 1882 roku pochodzi najstarsze, zachowane skrzydło północne z cylindryczną wieżą – stojące od strony ulicy Zamkowej (Schlostrasse). W głębi, za pałacem istniał piękny, rozległy park z alejami, sadzawkami i fontannami. Tylko część z tych założeń parkowych zachowana jest do dzisiaj.
Wojna 30-letnia zrujnowała cały Śląsk, Wałbrzych także ucierpiał niemało, choć dzięki swemu położeniu (ukryciu w górach), a może po prostu, dzięki swemu szczęściu, które da jeszcze o sobie znać kilkakrotnie, znacznie mniej niż wspomniane duże miasta: Jelenia Góra, Lwówek Śląski, Jawor czy Świdnica, czy też mniejsze takie jak: Bolesławiec czy też Boguszów. To wtedy, w 1644 lub w 1646 roku, czyli już u kresu największych nieszczęść wojennych, w pobliskim Starym Zdroju (Altwasser) rozpoczęto systematyczne, zorganizowane leczenie wodą pochodzącą ze starego źródła (Aqua antiqua), znanego już w XIV wieku. Pierwsza wzmianka o tym źródle pochodzi z 1357 roku!. W jednym z archiwalnych dokumentów klasztoru w Krzeszowie zachowała się informacja z 1375 roku o dobrych skutkach leczenia wodą ze „starego źródła”. Początkowo lecznicze właściwości źródła znane były tylko w najbliższej okolicy, z upływem czasu rosła jego sława i legenda. Kiedy w 1689 roku dokonano ujęcia źródeł a nad zdrojem postawiono budynek, zaczęto to miejsce uważać za uzdrowisko. Miejscowość nazywana Starym Zdrojem (Altwasser,) szczyt swojej popularności, jako uzdrowisko znane i głośne w całej Europie, osiągnie później, w II połowie XIII i w pierwszej połowie XIX wieku.
Po zawarciu pokoju westfalskiego (1648) jeszcze przez dwa lata stacjonowały na Śląsku wojska szwedzkie (dla zagwarantowania wykonania warunków pokoju). Choć zmuszały one miejscową ludność do zapewnienia kwaterunków i wypłacania kontrybucji, to jednocześnie zapewniały jednak ochronę przed prześladowaniami religijnymi. Natomiast wkrótce po odejściu Szwedów nastąpiła nowa, kolejna fala kontrreformacji. Protestanckie stany księstwa świdnicko-jaworskiego wystosowały wtedy do cesarza petycję, potem wysłały nawet poselstwo z prośbą o zapewnienie tolerancji religijnej, wskazując na znaczne korzyści płynące z takiej postawy. Między innymi wskazywano na to, że dzięki zapewnieniu swobody kultu religijnego powstrzyma się emigrację protestantów i nie dopuści do zmniejszenia dochodów z podatków. Cesarz był jednak nieugięty. Pokój westfalski gwarantował wolność wyznania augsburskiego i możliwość posiadania własnych kościołów, ale tylko w księstwach: legnickim, brzeskim, wołowskim, oleśnickim i w samym mieście Wrocławiu. I chociaż cesarz zapewnił swobodę wyznania ewangelikom także na ziemiach podległych bezpośrednio koronie czeskiej (a więc w księstwach: wrocławskim, głogowskim, jaworskim i świdnickim), to jednocześnie nie zezwalał na wolność kultu – czyli nie zgadzał się na publiczne odprawianie nabożeństw.
Tylko pod naciskiem Szwedów, którzy dzięki swej ówczesnej potędze militarnej mogli takie naciski wywierać, pod koniec 1652 roku cesarz Ferdynand III Habsburg zgodził się w drodze szczególnej łaski na budowę trzech tak zwanych „kościołów pokoju”: w Świdnicy, w Jaworze i w Głogowie. Aby to zadanie utrudnić nałożono jednak dodatkowe warunki: kościoły te musiały być wybudowane poza murami miejskimi, w miejscu wyznaczonym przez cesarza, nie mogły posiadać dzwonnic i musiały być wzniesione z materiałów nietrwałych, takich jak drewno, glina i słoma. Chyba tylko przekorny los sprawił, że dwa z nich: w Jaworze i w Świdnicy zachowały się i istnieją do dziś, zadziwiając swymi rozwiązaniami architektonicznymi i konstrukcyjnymi. Autorem listu do cesarza w sprawie zezwolenia na budowę kościoła pokoju w Świdnicy był Daniel Czepko, znany wówczas poeta śląski, syn Polki i świdnickiego pastora. Natomiast budowniczym kościołów pokoju w Jaworze i w Świdnicy był Albrecht Saebisch z Wrocławia. Warto wspomnieć, że jego ojciec, Walenty Saebisch był autorem planów fortyfikacji Wrocławia (zrealizowanych w 1635 roku) a także umocnień Brzegu i Kłodzka. Protestanci celowo wybudowali ogromne świątynie, tak duże, aby mogły pomieścić wiernych ściągających do nich na nabożeństwa z najodleglejszych stron. Kościół w Świdnicy, w mieście które w 1648 roku liczyło tylko 1600 mieszkańców, mógł wówczas (i może też dzisiaj) pomieścić nawet 7500 osób!.
To były jednak jedyne ustępstwa cesarza. Wkrótce przystąpiono do akcji mającej na celu pozbawienie protestantów ich wszelkich pozostałych świątyń oraz usunięcie z nich protestanckich pastorów. Główna fala tak zwanej „redukcji kościołów” protestanckich przelała się przez Śląsk w latach 1653-1654. Już w styczniu 1653 roku, na życzenie dworu cesarskiego, starosta świdnicko-jaworski wydał rozporządzenie o wygnaniu z podległego mu terenu całego duchowieństwa protestanckiego. Przeciwko temu wystąpiły stany księstwa, ale starosta Otto von Nostiz ponownie zarządził wypędzenie pastorów oraz nakazał redukcję kościołów. Rozumiano przez to odebranie protestantom zarówno tych kościołów, które wcześniej były katolickie, jak i tych, które wybudowali od podstaw. Akcja ta trwała od początku grudnia 1653 roku do końca kwietnia roku następnego. Zabrane protestantom kościoły na nowo poświęcano i przekazywano duchowieństwu katolickiemu. Osadzanie księży katolickich często musiało się odbywać przy pomocy cesarskiego wojska, bowiem protestanci nie dopuszczali ich do kościołów. W 1653 roku doszło nawet z tego powodu do masakry kilkudziesięciu chłopów we wsi Stabłowice (dzisiejszej dzielnicy Wrocławia). Chłopi z bronią w ręku bronili swego kościoła, ale ich opór złamany został przez oddział regularnego wojska sprowadzony z Wrocławia. Do zamieszek o mniejszej skali doszło także w Ciepłowodach. Tylko Wrocław korzystał ze swobody religijnej – tam miały miejsce nawet przypadki nietolerancji skierowanej w stronę katolików, takich jak na przykład obrzucanie kamieniami uczestników procesji w święto Bożego Ciała. W księstwie świdnicko-jaworskim zredukowano ponad 250, a łącznie ze zredukowanymi w czasie wojny – aż 327 kościołów. W liczbie tej było 111 takich świątyń, które protestanci wybudowali sami, bądź też odbudowali ze zniszczeń wojennych.
To wtedy, w 1654 roku, wałbrzyscy katolicy odzyskali kościół pod wezwaniem świętego Michała, który prawie od początków reformacji przejęli na swą świątynię luteranie. Dokładnie w tym samym miejscu, po zburzeniu kościoła św. Michała, stanie później, w 1899 roku, największy i najwyższy wałbrzyski kościół p.w. Aniołów Stróżów.
W 1654 roku starosta Otto von Nostiz, nakazał kolatorom kościelnym w przeciągu zaledwie 2 tygodni przedstawić pełny inwentarz majątków kościelnych, dokonać wprowadzenia katolickich księży na ich stanowiska i jednocześnie zakazał trzymania w dworach i w parafiach tzw „predykantów” (kaznodziei). W ten sposób, między innymi, został wypędzony i zmuszony do sprzedaży za bezcen swej ziemskiej posiadłości ewangelicki pastor z Reussendorf (z Rusinowa). Za 150 ówczes-nych talarów śląskich posiadłość tę kupił Czettryc, litując się ponoć nad wypędzonym duchownym pozbawionym środków do życia. Wielu protestantów opuściło wtedy Wałbrzych. Na placu Kościelnym tuż obok kościółka Matki Boskiej Bolesnej został opuszczony zbór ewangelicki (dopiero znacznie później, w 1788 roku, zbudowany będzie tam nowy kościół ewangelicki).
Wprowadzono przymus obchodzenia świąt katolickich i przestrzegania postów, nakaz wychowywania w wierze katolickiej dzieci z małżeństw mieszanych, zakaz drukowania a nawet używania książek protestanckich, nakazano usunięcie wszystkich protestanckich nauczycieli (z wyjątkiem tych, którzy mieli zgodę katolickich proboszczów) oraz zakaz odbywania nabożeństw protestanckich w domach prywatnych. W Boguszowie w 1654 roku powstała natomiast szkoła katolicka.
Czettryc w grudniu 1664 roku zwrócił się do stanów księstwa z prośbą by udzieliły pomocy wyludnionemu Wałbrzychowi, w którym wiele domów było całkowicie opuszczonych. Zamiast udzielenia pomocy, w 1666 roku nakazano zwolnić z pracy wszystkich nauczycieli protestanckich, aby ci nie zastępowali przypadkiem wypędzonych pastorów i nie spełniali posług kościelnych. Mimo tych prześladowań ruch protestancki istniał nadal i miał wciąż swych wiernych wyznawców. W okolicach Wałbrzycha protestanci ukrywali się w lasach i tam słuchali kazań tak zwanych predykantów leśnych. Wielu ukrywających się pastorów działało w dobrach Hochbergów, między innymi w Grzmiącej, w Sierpnicy, w Sokołowsku, Białym Kamieniu i Gaju. Tropiono ich zawzięcie i karano bardzo surowo. W 1667 roku jako kolatora Białego Kamienia, sprawującego nadzór nad sprawami kościelnymi wsi, która nie miała kościoła i należała do parafii w Wałbrzychu, wymienia się pana na wałbrzyskim zamku – Heinricha Zettritza (Henryka Czettryca). Zwolnienie innowierczych nauczycieli i pisarzy doprowadziło do tumultów w Kowarach i w bliższym Wałbrzychowi Mieroszowie. Jeden z wałbrzyskich pastorów, po wygnaniu z miasta zatrzymał się w Niedźwiedzicy i tam rozwinął bardzo ożywioną działalność.
W 1667 roku opat krzeszowskich cystersów, Bernard Rosa, skądinąd bardzo zasłużony dla rozwoju ziem klasztornych, nakazał wszystkim swoim poddanym, bez wyjątków, aby w ciągu miesiąca przeszli na katolicyzm, albo natychmiast opuścili zajmowane domostwa. W ciągu godziny po ogłoszeniu tego nakazu, z dwu klasztornych wsi wywędrowało wtedy na Górne Łużyce aż 800 chłopów. Wysiłki władz cesarskich wspomagane były przede wszystkim przez zakon jezuitów, który założył swe kolegia w Kłodzku, Nysie, Wrocławiu, Legnicy i Świdnicy. Jezuici zajęli się organizowaniem katolickiego szkolnictwa. W jezuickich gimnazjach kształcili się synowie szlachty i bogatego mieszczaństwa. To właśnie jezuici założyli we Wrocławiu, w 1659 roku, gimnazjum, któremu w 1702 roku cesarz Leopold I przyznał prawa akademii (co dało początek Uniwersytetowi Wrocławskiemu). W tym czasie rozkwita w pełni kultura baroku. Wystawność i bogactwo zdobień kościołów katlickich miały oddziaływać na ubogą ludność ukazując potęgę kościoła katolickiego. Stąd tak dużo zachowało się u nas zabytków z tego właśnie okresu. Na Śląsku tworzyli znakomici artyści – architekci, rzeźbiarze i malarze. Jednym z najznakomitszych przedstawicieli śląskiego baroku jest malarz Michał Willmann (urodzony w Królewcu w 1630 roku a zmarły w Lubiążu w 1706 roku), którego liczne dzieła wciąż można podziwiać w tutejszych kościołach, a nawet w niewielkich kaplicach.
Około 1660 roku zamieszkał w Lubiążu, gdzie założył rodzinę, przeszedł na katolicyzm i otworzył własny warsztat. To głównie jego obrazy (lub pochodzące z jego pracowni) zdobią kościoły i klasztory w Lubiążu (Leubus), w Brzegu (Brieg), w Trzebnicy i w Krzeszowie (Grussau). Słynne są jego malowidła ścienne w kościele świętego Józefa w Krzeszowie. W jego ślady poszli: syn Michał Leopold, pasierb Jan Krzysztof Liszka oraz zięć Christian Neunhertz.
Na marginesie wspomnieć wypada, że w latach 1655-1656 chroni się na Śląsku, a konkretnie w Głogówku, król polski Jan Kazimierz, uciekający przed Szwedami, zalewającymi wtedy Polskę jak biblijny potop. Wojna ze Szwecją, nazywana w Polsce właśnie z tego powodu „potopem szwedzkim”, w historii Europy znana jest jako pierwsza wojna północna. Dla Śląska miała ona duże, lecz jedynie pośrednie znaczenie – jej wyniki w pośredni sposób zaważyły na przyszłych losach naszej ziemi. W 1657 roku podpisany został traktat welawsko-bydgoski zwalniający Prusy z lenna wobec Rzeczypospolitej. Od tego czasu następuje stałe i systematyczne umacnianie się tego państwa, i to przede wszystkim, właśnie kosztem Polski.
W tym też czasie, w 1675 roku wygasła ostatecznie dynastia piastowska. W wieku 15 lat zmarł bowiem ostatni Piast (z linii legnicko-brzeskiej) – Jerzy Wilhelm. A jeszcze w 1660 roku, z okazji narodzin Jerzego Wilhelma, jeden z najwybitniejszych poetów niemieckich okresu baroku – Andreas Gryphius napisał krótki utwór dramatyczny „Piastus”, inspirowany legendą o Popielu i Piaście. Trzeba przypomnieć, że Andreas Gryphius uważany jest za twórcę nowożytnego dramatu niemieckiego. Pochodzący z Głogowa poeta pisał wiersze liryczne, poematy, tragedie i komedie – po niemiecku, po łacinie a nawet w miejscowej gwarze. Najsłynniejszym jest sonet „Threnen des Vatterlandes. Anno 1636″ (czyli „Łzy ojczyzny. Anno 1636) wstrząsająco opisujący okropności wojny.
Akcenty polskie w dziejach Śląska są od tamtego czasu coraz rzadsze, wręcz sporadyczne. Mimo oficjalnej przynależności do korony czeskiej, Śląsk, a szczególnie Dolny Śląsk, jest już wtedy bardzo „niemiecki”. Jednym z takich nielicznych akcentów było wydanie po polsku, w 1672 roku, w Brzegu, „Doskonałego kancyonału polskiego” – zbioru 647 pieśni religijnych zebranych przez pięciu pastorów z Wrocławia.
To w tamtym czasie, w 1683 roku, polska armia Jana III Sobieskiego, wezwana na pomoc przez cesarza Leopolda I, przemaszerowała przez Górny Śląsk spiesząc na odsiecz Wiednia obleganego przez Turków. Niestety, albo może na szczęście, o Dolny Śląsk nie zahaczyła. Nabożeństwo dziękczynne za zwycięstwo nad Turkami pod Kahlenbergiem odbyło się w Piekarach Śląskich, w sanktuarium Matki Boskiej. Idąc w ślad za tym ostatnim wielkim zwycięstwem, w 1684 roku Rzeczpospolita przystąpiła do Świętej Ligi, którą utworzyły: Austria, Wenecja i państwo papieskie. Kilka lat później, w 1687 roku, na kuracji w Cieplicach Zdroju (czyli w Bad Warmbrunn) bawiła żona polskiego króla, królowa Marysieńka Sobieska. Przy okazji omawiała tam mariaż syna, Jakuba Sobieskiego, z siostrą cesarzowej – Jadwigą Elżbietą. Dla małżonków przeznaczono Oławę, wraz z przyległymi dobrami. Jakub Sobieski przebywał w Oławie aż do śmierci w 1737 roku, ponieważ, jak wiemy, nie udało mu się zasiąść na tronie po śmierci ojca – Jana III Sobieskiego.
Nieco wcześniej, w 1681 roku zakończono budowę kaplicy świętego Wawrzyńca na Śnieżce – najwyżej położonej budowli na Śląsku – 1602 m npm. Budowlę wzniósł hrabia Krzysztof Schaffgotsch, posiadacz rozległych dóbr u stóp Karkonoszy, aby podkreślić swoje prawa do Śnieżki, bowiem pretensje do najwyższego szczytu Sudetów rościł też czeski magnat Harrach – właściciel ziem położonych na południowych stokach gór. W tamtych czasach dużą popularnością cieszyły się na Śląsku bractwa strzeleckie. Zachował się dokument poświadczający istnienie takiego bractwa w Boguszowie w roku 1666. Boguszów próbował znowu odbudować swoje znaczenie – w roku 1700 miasto liczyło około 1200 mieszkańców.
W latach 1679-1680 miały miejsce niepokoje wśród chłopstwa zamieszkującego tereny hrabstwa kłodzkiego i księstwa świdnicko-jaworskiego, obciążanego nadmiernymi powinnościami na rzecz panów feudalnych. Pewien wpływ na te niepokoje miały chłopskie rozruchy w sąsiednich Czechach i na Morawach. U nas, między innymi, burzyli się chłopi z siedmiu wsi klucza mieroszowskiego, będącego własnością Hochbergów. Największe rozmiary wystąpienia te przybrały w Zagórzu Śląskim (Kynau). W 1680 roku chłopi uzbrojeni w siekiery i kije oblegli zamek domagając się zmniejszenia „robocizn i służebności”. Ówczesny pan Zagórza, hrabia Eben, poskarżył się władzom i w odpowiedzi na jego skargę najpierw przesłano chłopom upomnienie, grożąc najsurowszymi karami, a potem aresztowano przywódców i odstawiono ich do Jawora. W czerwcu 1680 roku odbyła się rozprawa, w wyniku której dwóch chłopów z Zagórza powieszono przed bramą miejską w Jaworze, a dwóch innych skazano na 10 tygodni więzienia o chlebie i wodzie. Mniej więcej w tym samym czasie buntowali się też chłopi z Głuszycy i z Pieszyc. Ich bunt skończył się podobnie: dwóch uczestników buntu powieszono w Świdnicy. Burzyli się nie tylko chłopi, w nieco mniejszym stopniu także mieszczanie, których zależność od pana feudalnego – właściciela miasta, była również dość duża. Pan był sędzią w sprawach cywilnych i karnych, to on ustalał wymiar kary. On także obsadzał wszystkie urzędy miejskie: od burmistrza po grabarza, i ustalał należne im wynagrodzenie. Mieszkańcy mieli obowiązek pracować przy zbiorach zboża i siana, obsługiwać pański młyn, pełnić służbę wartowniczą na dworze, a także dostarczać panu określoną ilość różnego rodzaju towarów. Poza tym poddani musieli jeszcze płacić podatki od posiadanej własności oraz powszechne podatki państwowe. Dlatego już w 1638 roku wałbrzyscy mieszczanie zwracali się z petycją do Elżbiety Czettryc, w której prosili ją o zmniejszenie świadczeń na rzecz dworu. W końcu doszło w Wałbrzychu do poważnego zatargu pomiędzy tymi dwiema stronami, wywołanego ze znacznie mniej poważnego powodu, a mianowicie …z powodu piwa. W 1669 roku Henryk Czettryc wydał zarządzenie pozwalające na warzenie piwa w browarze należącym do niego i do miasta, oraz na sprzedawanie tego piwa, ale tylko dzbankami i wyłącznie w mieście. Tymczasem wałbrzyszanie warzyli piwo w domach i sprzedawali całymi beczkami chłopom z okolicznych wsi. Ponieważ mieszczanie nie mogli przedstawić dokumentu potwierdzającego ich prawo do warzenia piwa (ponoć takowy był wystawiony w 1579 roku, ale potem zaginął w czasie wojny trzydziestoletniej), odwołali się do cesarskiej komory śląskiej. Kiedy i to nie pomogło, odmówili wypełniania obowiązków pańszczyźnianych i zwrócili się bezpośrednio do cesarza. W sierpniu 1672 roku ogłoszono wyrok cesarski. Odrzucał on pretensje wałbrzyszan do uprawnień piwowarskich, przyznając te prawa Czettrycowi (ten, bowiem, zachował i przedstawił swój przywilej wydany w 1626 roku przez cesarza Ferdynanda II). Odczytanie wyroku miało miejsce w Jaworze. Dla przykładu przywódców buntu wałbrzyskich mieszczan ukarano więzieniem. A do tego, aby w przyszłości uniknąć kłopotów z więzieniem obcych mieszczan w Jaworze, uczestnicy buntu mieli jeszcze za karę wybudować w Wałbrzychu więzienie. Wobec takiej postawy pana i najwyższych władz cesarstwa wałbrzyszanie zastosowali inną, bardziej perfidną taktykę. Przestali zupełnie dbać o miasto, i nie tylko nie przystąpili do budowy więzienia, ale nawet przestali remontować własne domy. Skoro Czettryc nie chce pójść na żadne ustępstwa, to niech sam remontuje te domostwa. Trwało to kilka ładnych lat i czyste dotąd, i zadbane miasto, naprawdę zaczęło niszczeć. Wreszcie Czettrycowie poszli na ustępstwa. Katarzyna von Bibrau, córka i następczyni Henryka Czettryca, była mniej uparta. Zgodziła się na zamianę dotychczasowego obowiązku osobistego uczestniczenia w pracach przy żniwach na roczny czynsz, a ponadto, na prośbę wałbrzyszan, wystarała się u władz cesarskich o zezwolenie na odbywanie w Wałbrzychu dwóch jarmarków rocznych i jednego cotygodniowego. Załagodzono także sprawę warzenia piwa, choć tu ostatecznie wygrał dwór. Ta sama pani Katarzyna w 1707 roku, na prośbę wałbrzyskich tkaczy, zgodziła się, aby obowiązkowe dostawy płótna dla dworu zastąpić także spłatą pieniężną.
W ostatnich latach XVII wieku, w kościele jezuickim w Świdnicy przeprowadzono prace mające na celu ozdobienie świątyni według obowiązującego, bogatego wystroju barokowego. Autorem głównego, drewnianego ołtarza jest jest Johann Riedel. Ten sam artysta wykonał też zespół rzeźb i ambonę w kościele w Kowarach. Riedel współpracował z innym, znakomitym rzeźbiarzem – Georgiem Leonardem Weberem, autorem wielu wolnostojących figur zdobiących mosty i studnie miejskie. Najczęściej były to figury św. Floriana i św. Jana Nepomucena. Rzeźby Webera zachowały się, między innymi, w Henrykowie i w Dusznikach. W latach 1683-1685, za rządów opata Augustina Neudecka przebudowano i rozbudowano, według projektu M. Kirchbergera, stary klasztor cystersów w Kamieńcu Ząbkowickim.
W tym samym czasie (w latach 1683-1708) na wzgórzach wokół Wambierzyc (Albendorf), nazywanych Kłodzkim Jeruzalem, wzniesiono zespół kaplic wyposażonych w oryginalne polichromowane rzeźby drewniane, „w chwalebnym zamiarze zapewnienia duchowej strawy nabożnym pielgrzymom”. Fundatorem tego przedsięwzięcia był Daniel von Osterberg z Ratna Dolnego (Nieder Rathen).
W 1680 roku ziemię kłodzką nawiedziła straszna epidemia. Dżuma szalejąca od marca aż do grudnia 1681 roku zabrała około 900 osób; w mieście zabrakło trumien. Dla upamiętnienia tej tragedii rada miejska oraz jezuici, sprawujący opiekę nad kłodzkim kościołem farnym, postanowili na kłodzkim rynku ustawić kolumnę maryjną (colosus marianus). Twórcą pomnika był Hans Adam Beyerhoff, kłodzki rzeźbiarz miejski. Ta, jedna z wcześniejszych i okazalszych tego typu kolumn barokowych, nadal stoi na kłodzkim rynku.
Od początku XVIII wieku nastąpił czas rosnącej popularności wszelkich „badów”, czyli uzdrowisk. Było ich na Dolnym Śląsku sporo. Od dawna znane już były zdrowotne walory wód mineralnych Szczawna Zdroju (Bad Salzbrunn), Starego Zdroju (Altwasser) i Jedliny Zdroju (Bad Charlottenbrunn). Ale właśnie dopiero na początku XVIII wieku powstały tam prawdziwe domy zdrojowe, do których nawet z odległych nieraz stron zjeżdżali bogaci kuracjusze, dla koniecznego odpoczynku i podreperowania stanu swego zdrowia. Jak już wspomniano, w 1689 roku, po ujęciu starego źródła („aqua antiqua”), rozpoczyna działalność uzdrowisko w Starym Zdroju (Altwasser), funkcjonujące następnie z dużym powodzeniem aż do 1873 roku.
W sąsiedztwie Wałbrzycha, w kotlinie pomiędzy Górami Wałbrzyskimi a Górami Sowimi powstało uzdrowisko Jedlina Zdrój (Charlottenbrunn). Zaczęło się od tego, że w 1694 roku świdnicki lekarz stwierdził lecznicze właściwości źródła bijącego na polu chłopa Kaspara Schäla, nazwanego przez niego „Tannhauser Sauerborn”. Gospodarz nałożył, więc, na źródło wydrążony pień drzewa, obok postawił szałas, w którym zaczął podawał podróżnym tę leczniczą wodę a przy okazji także sprzedawać żywność. Prawdziwy rozwój tej miejscowości rozpoczął się w 1723 roku, kiedy właścicielem miejscowości został austriacki generał Johann Christoph von Seherr-Thoss. To on nakazał ustawienie nad źródłem altany, sklepionej kopułą, a w 1724 roku wzniósł pierwszy na Śląsku dom zdrojowy, tzw. kurhaus. Kurhausy pełniły funkcje eleganckiej świetlicy. Odbywały się w nich spotkania towarzyskie, pożywano posiłki, słuchano muzyki, tańczono, oddawano się towarzyskim grom i zabawom. To inicjatywie i energii ówczesnego właściciela uzdrowisko w Jedlinie Zdroju zawdzięcza swój szybki rozwój. Zawdzięcza mu też swą nazwę – Charlottenbrunn, którą otrzymało na cześć drugiej żony generała – Charlotty Maximiliane, z domu von Pückler.
Tymczasem, w 1681 roku Boguszów otrzymał nowy ordunek górniczy, który niestety, wyraźnie świadczył o spadku znaczenia górnictwa w Boguszowie, podupadłym po wojnie 30-letniej. W 1710 roku całe miasto należało już do Hochberga z Książa, który wyrósł na zdecydowanie najbogatszego i najbardziej znaczącego właściciela ziemskiego na całym Pogórzu Wałbrzyskim. W 1712 roku Konrad Ernest Maximilian hrabia von Hochberg wydał oryginalny dokument, który regulował szereg dziedzin życia mieszkańców Boguszowa. W dokumencie tym naznaczona została na przykład kara za produkowanie niesmacznego piwa (10 talarów) oraz zakaz uprawiania gier hazardowych. Warto też wiedzieć, że w 1675 roku zaprzestano ostatecznie wydobywania złotonośnej rudy w kopalniach Złotego Stoku, i zamiast tego, od 1709 roku, rozpoczęto tam eksploatację rudy arsenu (z której wyrabiano arszenik).
W Polsce, w wyniku podwójnej elekcji, w 1697 roku królem zostaje ostatecznie saski elektor Fryderyk August z rodu Wettinów, który podczas koronacji przyjął imię Augusta II (później nazwany Mocnym). Rzeczpospolita i Saksonia nie posiadały wspólnej granicy – rozdzielał je Śląsk. Stąd brały się różne, niezrealizowane zresztą pomysły Augusta II, a potem także jego następcy Augusta III Wettina (zwanego Sasem), dotyczące odkupienia bądź zajęcia części Śląska. Pomysły te były kompletnie nierealne, ponieważ monarchia Habsburgów była zdecydowanie zbyt potężną w porównaniu z coraz słabszą Rzeczpospolitą.
Cesarzem Rzeszy Niemieckiej od 1658 aż do 1705 roku był Leopold I Habsburg. To ten cesarz w 1702 roku podpisał w Wiedniu przywilej powołujący do życia Uniwersytet Wrocławski, który od imienia cesarza-fundatora otrzymał nazwę Leopoldiny. Otwarcie katolickiego uniwersytetu było efektem długotrwałych starań jezuitów i było też ich niewątpliwym sukcesem, wobec prób storpedowania tego zamiaru przez protestancką radę miejską. Uczelnia szybko się rozwijała – w 1724 roku kształciła już około 1300 osób.
Wojna północna (1700-1721), w której Rosja Piotra I, w koalicji z królem polskim Augustem II Sasem i Danią, walczyła ze Szwecją, mająca bardzo duże znaczenie dla nowego układu sił w Europie, szczególnie dla wzrostu potęgi Rosji, dla Śląska nie miała aż tak dużego, bezpośredniego znaczenia. Spowodowała jednak wyraźne zahamowanie kontrreformacji i powstrzymała dotychczasowe prześladowanie protestantów. W pewnym momencie tej wojny młody i bitny król szwedzki Karol XII, nadzieja protestantów, ścigając polskiego króla Augusta II Sasa, zapędził się aż do Saksonii. Karol XII zamierzał podporządkować sobie Rzeczpospolitą. Planował usunięcie Augusta II i wprowadzenie na tron Rzeczypospolitej własnego kandydata. Pierwotnie tym pretendentem do polskiego tronu był królewicz Jakub Sobieski (syn Jana III Sobieskiego). August II, orientujący się w tych zamysłach, doprowadził do porwania braci Sobieskich (Jakuba i młodszego Konstantego) zmierzających właśnie z Oławy do Polski. Porwano ich pod Wrocławiem i uwięziono w saskiej twierdzy Koenigstein. Karol XII musiał znaleźć innego kandydata – ostatecznie został nim wojewoda poznański Stanisław Leszczyński.
W 1706 roku wojska szwedzkie wkroczyły na Śląsk kierując się w stronę Saksonii. Kontrreformacja natychmiast osłabła. Uwolniono też braci Sobieskich. Śląscy protestanci słali na ręce Karola XII skargi na Habsburgów, oskarżając ich o nieprzestrzeganie postanowień pokoju westfalskiego w zakresie swobód wyznaniowych. Wobec bezpośredniego zagrożenia kolejną wojną Habsburgowie musieli zgodzić się na podpisanie pokojowej konwencji. Zawarto ją w miejscowości Altranstdt w 1707 roku. Konwencja ta wymuszając pewne ustępstwa na rzecz protestantów, tym samym umacniała to wyznanie na ziemiach śląskich. Między innymi przywrócono swobodę wiary w księstwach wymienianych już w pokoju westfalskim i dodatkowo w księstwie ziębickim. Cesarz Józef I Habsburg (następca Leopolda I) zgodził się oddać protestantom śląskim 121 kościołów, zgodził się na odprawianie nabożeństw w domach prywatnych i udzielił zgody na budowę nowych „kościołów łaski”, między innymi w Jeleniej i Kamiennej Górze. Pozwolono też na otwarcie protestanckiego seminarium w Głogowie. Dla udobruchania katolików cesarz wybudował też i wyposażył 15 nowych świątyń katolickich w tych księstwach, gdzie musiano zwrócić kościoły protestantom.
Dla Śląska nastąpił wreszcie długo oczekiwany okres uspokojenia nastrojów. Pokój religijny szybko zaowocował licznymi inwestycjami budowlanymi. Między innymi szczególnie znaczące inwestycje przeprowadzono wtedy w klasztorze krzeszowskim (Kloster Grussau).
W 1675 roku w herbie Wałbrzycha pojawiło się samotne drzewo (była to zielona jodła na niebieskim tle, rosnąca na pagórku); potem w latach 1720-1754 w herbie widoczny był pałac w otoczeniu lasu (wieniec topoli) oraz na pierwszym planie jeleń przy kamiennym słupku; wreszcie od 1764 roku, już na stałe, godłem herbowym miasta zostaje dąb (Eiche). Początkowo (właśnie od 1764 roku) dąb przedstawiany jest na tle gór (może na tle Chełmca ?), natomiast w późniejszym herbie (z 1809 roku) pojedyncze drzewo pokazane jest zwykle z żołędziami, ale już bez gór. Pierwowzorem herbowego drzewa był ponoć dąb, który rósł niegdyś przy ulicy Karpackiej (Felsensteg), w obecnym parku Sobieskiego.
Okres początkowych lat XVIII wieku, niezbyt pomyślny dla Śląska Górnego i dla Śląska Opolskiego – dla Wrocławia, oraz dla Wałbrzycha i jego okolic, jest okresem gospodarczej prosperity. Kwitnie handel, pojawiają się pierwsze manufaktury, w dobrach Czettryców i Hochbergów buduje się młyny, gorzelnie, browary, tłoczy się olej lniany, konopny i rzepakowy, znakomicie prosperuje tkactwo chałupnicze, które miało wtedy pełną swobodę, nie podlegając przymusom cechowym. Przez całe stulecie, aż do końca XVIII wieku, podstawowym zajęciem tutejszej ludności było właśnie tkactwo lniane i wełniane.
W 1723 roku zbudowano ratusz w Lubawce. Tylko Boguszów przechodzi znów ciężkie chwile: we wrześniu 1724 roku trawi miasto kolejny wielki pożar. W ciągu zaledwie dwóch godzin spłonęło wtedy 80 domów. Ale i z tej biedy miasto podniosło się z czasem. Dla upamiętnienia tego kataklizmu, w miejscu gdzie wcześniej stała piekarnia, która była ogniskiem pożaru, Rada Miejska postanowiła wybudować ratusz. Wzniesiony w pierwszej połowie XVIII wieku stoi w rynku do dzisiaj, będąc nadal siedzibą lokalnych władz.
Nowe prawo budowlane, wydane w 1729 roku przez Konrada Ernesta Maksymiliana Hochberga z Książa, zalecało przy budowie nowych domów stawianie murowanych ścian ogniotrwałych i krycie dachów dachówkami, zakazując jednocześnie budowania drewnianych kominów. W 1785 roku w Boguszowie wciąż było jeszcze 235 drewnianych domów pokrytych gontem lub strzechą, co oczywiście groziło kolejnymi pożarami. Należy też wspomnieć, że w 1752 roku w Boguszowie zaprzestano całkowicie wydobywania rud srebra. W drugiej połowie XVIII wieku Wałbrzych i Boguszów stały się ważnymi miastami targowymi, szczególnie znaczącymi dla handlu wyrobami lnianymi. Początkowo wyrabiano tu jedynie przędzę i tkano tylko grube samodziały. Stopniowo uzyskiwano jednak coraz lepsze płótno. Apogeum rozwoju rzemiosła tkackiego w Wałbrzychu i w regionie wałbrzyskim przypada właśnie na wiek XVIII. Niestety, koniec XVIII wieku był zarazem końcem wałbrzyskiego tkactwa. Ale wtedy jego miejsce szybko zajmie włókiennictwo oraz coraz dynamiczniej rozwijające się górnictwo węglowe. Niewielkie, ale liczne kopalnie wałbrzyskie należały wtedy w większości, tak jak i samo miasto, do rodziny Czettryców. W Sobięcinie i w Białym Kamieniu istniały, co prawda, także kopalnie gminne, ale i w tych przypadkach „pan” również uczestniczył w podziale zysków, był, bowiem, ich współwłaścicielem. O burzliwym, żywiołowym, ale i chaotycznym rozwoju wałbrzyskiego górnictwa, a co za tym idzie o pojawieniu się pierwszych „szkód górniczych”, świadczy skarga mieszczanina wałbrzyskiego, niejakiego Dawida Enderwitza, w której opisuje on straty, jakie poniósł wskutek obniżenia się pól położonych nad chodnikami górniczymi, i z powodu zanieczyszczenia łąk miałem węglowym. Ten pierwszy spór z kopalnią zakończył się dopiero po wielu latach, w 1740 roku, uznaniem skargi mieszczanina za słuszną.
W XVIII wieku powstaje w Wałbrzychu cały szereg budowli kościelnych i świeckich świadczących o wzrastającej zamożności ówczesnych mieszkańców tego małego miasta. W 1731 roku na środku rynku (Marktplatz) wybudowano barokowy ratusz, który potem szybko obudowano licznymi kramami. Miasteczko liczyło wówczas zaledwie około 100 domów i tylko około pół tysiąca mieszkańców. Zamieszkiwało je wtedy między innymi: 30 tkaczy, 10 szewców, 7 gorzelników, 4 rzeźników i 1 fryzjer. Pierwszy ratusz przetrwał na wałbrzyskim rynku ponad 120 lat – do 1857 roku, kiedy to w miejscu rozebranego ratusza, na środku rynku, powstał ogrodzony i obsadzony drzewami przeciwpożarowy zbiornik na wodę; później utworzono tam zieleniec z fontanną. Tuż obok parkowały miejskie dorożki. To wtedy, na początku XVIII wieku, wzniesiono w rynku nowe, okazałe, barokowe kamienice – najstarsza z nich to kamienica pod numerem 3, wybudowana w 1727 roku przez kupca-płóciennika Johanna Erdmanna Thomasa. Kolejne domy powstały już po roku 1741, a więc już w czasie, gdy Wałbrzych znajdzie się w zupełnie innym państwie – w Królestwie Prus.
Z innych wydarzeń trzeba odnotować otwarcie w 1732 roku we Wrocławiu oficyny wydawniczej Jana Jakuba Korna. Warto o tym wspomnieć choćby dlatego, że już w następnym roku wydano tam pierwszą polską książkę. Wydawnictwo specjalizowało się w druku podręczników i ewangelickich śpiewników kościelnych, choć wydawało też szereg innych pozycji, w tym także w języku polskim, akcentując w ten sposób istnienie polskiej kultury na Śląsku.
Na przełomie 1735 i 1736 roku na Dolnym Śląsku miała miejsce ogromna powódź, a po niej nastąpił rok wielkiego nieurodzaju. Najbardziej ucierpiały wtedy duże miasta – szczególnie Wrocław, gdzie zapanował głód. Na przednówku, w 1737 roku, podobno zdarzały się tam nawet wypadki ludożerstwa. Wałbrzych nie odczuł tego głodu i nieurodzaju w aż tak ciężki sposób.
Od 1738 roku miasto Wałbrzych zmienia właściciela – miasto staje się własnością hrabiów von Hochberg. Całe miasto, wraz z jego renesansowym zamkiem, za kwotę 40 tysięcy talarów, kupił od Czettryców Konrad Ernest Maksymilian Hochberg (żyjący w latach 1682-1742), pan na potężnym, sąsiednim zamku Książ (Fürstenstein). To on po gruntownej przebudowie nadał zamkowi bogaty, barokowy wystrój. Jego imię nosi reprezentacyjna sala balowa na pierwszym piętrze zamku. Do dzisiaj Książ jest wciąż trzecim pod względem wielkości zamkiem na terenie obecnej Polski (po Malborku i Wawelu). Przez następnych siedemdziesiąt lat miasto i wszystkie pobliskie miejscowości pozostaną w rękach rodu Hochbergów. Dopiero w 1808 roku miasto przestanie być własnością prywatną i zacznie wieść niezależne życie. Hochbergowie będą mieć jednak nadal, wtedy, i jeszcze długo potem, decydujący głos w radach, i bardzo znaczący udział we wszelkich działaniach gospodarczych podejmowanych w mieście i w jego okolicach. W 1738 roku Konrad Ernest Maksymilian Hochberg oprócz Wałbrzycha kupił również Dolny Boguszów (Gottesberg) i Biały Kamień (Weiβstein).
Tymczasem w monarchii Habsburgów, po śmierci cesarza Karola VI, w roku 1740, doszło do kryzysu dynastycznego, który spowodował bardzo poważne konsekwencje. Nie mając męskiego potomka, cesarz Karol VI bardzo wcześnie zaczął czynić zabiegi i starania, aby po jego śmierci uznano, i nie podważano prawa do cesarskiego tronu, który pragnął przekazać córce – Marii Teresie. W tym celu wydał tak zwaną sankcję pragmatyczną, czyli ustawę o następstwie tronu w krajach habsburskich. Ustawa zapewniała sukcesję Marii Teresie, z pominięciem praw do dziedziczenia córek starszego brata cesarza – Józefa I. Stany śląskie już w 1721 roku uznały tę sankcję. Za życia cesarza nikt nie śmiał negować praw Marii Teresy do sukcesji, ale po jego śmierci natychmiast zaczęto z różnych stron wysuwać najrozmaitsze zastrzeżenia i roszczenia. Powstałą sytuację bezwzględnie wykorzystał ówczesny król Prus, Fryderyk II Hohenzollern, który w grudniu 1740 roku, na czele swej armii, wkroczył na Śląsk. Atak ten przesądził o przynależności na długie lata prawie całego Śląska (a więc oczywiście także Wałbrzycha) do wciąż rosnących w siłę, i znaczenie polityczno-gospodarcze Prus. Ujmując w rachunku także powstałe w 1871 roku zjednoczone państwo niemieckie, okres przynależności Wałbrzycha do Prus (a potem do dzielnicy pruskiej), rozpoczęty w 1740 roku, trwał ponad 200 następnych lat, aż do końca drugiej wojny światowej.