Opowieści o krajach zapomnianych, dalekich i bliskich
Świat w XXI wieku bardzo się skurczył – nie dosłownie, choć na skutek zmian klimatycznych ubywa lądów a rośnie powierzchnia mórz i oceanów, lecz pod względem dostępności dla przeciętnego człowieka. Myślę tu o sobie, mieszkańcu Europy Środkowej. Jeszcze 30 lat temu każdy wyjazd poza granice własnego kraju był wyprawą, do której należało się solidnie przygotować. Obecnie, chcąc oderwać się na chwilę od pracy, wystarczy jeden telefon i rezerwuje się lot na drugą półkulę oraz pobyt w hotelu nad ciepłym morzem. W większości krajów Europy zniknęły granice państwowe. Świat naprawdę staje się powoli globalną wioską.
A przecież nie tak dawno, zaledwie przed sześćdziesięcioma laty w szkole podstawowej, do której uczęszczałem, organizowano nam wycieczki do jednostek Wojsk Ochrony Pogranicza, granicznych strażnic, gdzie uzbrojeni „wopiści” z dumą pokazywali młodzieży pas zaoranej ziemi biegnący wzdłuż linii granicznej z krajem, który teoretycznie miał być nam bardzo przyjazny. Widzieliśmy psy tak wyszkolone, że zaatakowałyby każdego, kto znalazłby się na tym terenie. Po drugiej stronie granicy „sąsiedzi” także patrolowali swój teren przygraniczny. Dopiero w latach siedemdziesiątych XX wieku można było bez większych przeszkód wybrać się do Czechosłowacji lub do Niemieckiej Republiki Demokratycznej.
O świecie dowiadywaliśmy się z książek i czasopism. Bardzo popularne były książki Arkadego Fiedlera („Kanada pachnąca żywicą”, „Ryby śpiewają w Ukayali”) a dla młodzieży książki Alfreda Szklarskiego o podróżach i przygodach Tomka („Tomek na Czarnym Lądzie”, „Tomek na tropach Yeti” itd.). Wielu czytelników miały takie czasopisma jak: „Poznaj Świat”, „Panorama”, czy też późniejsze „Perspektywy”.
Dla mnie istniało jeszcze jedno, bardzo ważne źródło wiedzy o świecie – znaczki pocztowe. Choć ludzie nie mogli swobodnie podróżować po świecie to mogli jednak swobodnie korespondować. Filatelistyką zainteresowałem się już jako dziecko, w czasach kiedy nie było jesz-cze telewizji – u nas telewizja pojawiła się dopiero na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Znaczki pocztowe to było coś fantastycznego i oryginalnego, uruchamiającego wyobraźnię. Do dziś pamiętam jak wielkie wrażenie robiły na mnie te małe, ząbkowane obrazki, pochodzące z różnych, czasem bardzo odległych stron świata – na przykład z Argentyny czy też z francuskich kolonii w Afryce. Wszystkie dzieci w moim wieku zbierały pocztowe znaczki, później większość z tego wyrosła, ale niektórzy, w tym także ja, stali się prawdziwy-mi filatelistami.
W moim mieście istniały kółka filatelistyczne. Opiekunowie tych kółek zachęcali młodych zbieraczy aby skupiali się na jakimś jednym, konkretnym temacie, ponieważ na znaczkach pocztowych przedstawiano wszystko: zabytki, krajobrazy, sztukę, faunę i florę, władców i polityków, znakomitych uczonych i pisarzy, upamiętniano wielkie wydarzenia historyczne, polityczne, kulturalne i sportowe. Nie mogłem się zdecydować na wybór tylko jednej dziedziny, zbyt dużo tematów mnie interesowało. Zawsze jednak zwracałem uwagę na znaczki przedstawiające konkretne osoby – chciałem wiedzieć kim jest przedstawiana osoba, kiedy żyła, czego dokonała. Ciekawość pchała mnie do szperania w encyklopediach i czasopismach. Stąd był już tylko krok do zainteresowania się geografią i historią całego świata.
Pierwszy znaczek pocztowy, zastępujący dawne opłaty listowe, pojawił się w Wielkiej Brytanii w roku 1840. Był to słynny „Penny Black”. Wzorem dla tego pierwszego znaczka był medal z portretem młodej królowej Wiktorii, wybity w 1837 roku. W dniu 6 maja 1840 roku wprowadzono go do obiegu. Miał nominał 1 pensa i był koloru czarnego. Z tych dwóch powodów otrzymał nazwę Penny Black (czarna jednopensówka). Zabezpieczeniem przed fałszerstwem miało być zastosowanie papieru ze znakiem wodnym i umieszczenie na znaczku trudnych do sfałszowania ornamentów. Wielka Brytania była wówczas u szczytu potęgi – była najbardziej uprzemysłowionym krajem świata, panującym w różnych, bardzo odległych stronach świata . Pomysł z opłacaniem przesyłek pocztowych za pomocą niewielkich, drukowanych obrazków o różnej wartości przyjął się i wkrótce używanie znaczków pocztowych stało się powszechne na wszystkich kontynentach, w całym ówczesnym świecie.
Od tamtych czasów minęło już 180 lat. Dzisiaj era znaczka pocztowego pomału dobiega końca. Ludzie coraz rzadziej korzystają z usług tradycyjnej poczty, powszechnie króluje poczta elektroniczna i telefony. Wiadomości przesyłamy e-mailami, rozmowy telefoniczne mogą być prowadzone przez osoby oddalone od siebie o tysiące kilometrów, doskonałą łączność zapewniają satelitarne stacje telekomunikacyjne. Większe paczki dostarczą firmy kurierskie – w takiej sytuacji poczta staje się zbędna. Tylko tradycjonaliści wysyłają jeszcze znajomym życzenia za pomocą świątecznych kart pocztowych i pozdrowienia z wakacji na pocztówkach-widokówkach. Także pracownicy administracji państwowej korzystają jeszcze z tradycyjnej poczty wysyłając nam pisma urzędowe aby mieć poświadczenie odbioru (choć na tych przesyłkach coraz częściej zamiast znaczka pocztowego znajduje się pieczątka, informująca o wcześniej dokonanej opłacie).
Świat się zmienia. Po drugiej wojnie światowej, po osłabieniu dawnych wielkich mocarstw, a potem po procesie dekolonizacji, zakończonym ostatecznie wraz z końcem XX wieku, sytuacja pod względem geografii politycznej świata ustabilizowała się. Obecnie na politycznych mapach rzadko pojawiają się nowe państwa, rzadko też z tych map znikają państwa już istniejące. A przecież do niedawna zamieszanie w tych sprawach było ogromne. W drugiej połowie XIX i pierwszej połowie XX wieku powstawało i ginęło wiele tworów państwowych, po których często pozostało niewiele trwałych pamiątek.
Świadectwem istnienia i funkcjonowania takich państw są między innymi wydawane i używane w tych krajach znaczki pocztowe. Są one bardzo ważnymi dokumentami historycznymi. Najczęściej znajduję i kupuję takie znaczki na targach staroci. Dzięki ludziom, którzy zajmują się takim handlem można czasami nabyć stary klaser ze znaczkami zbieranymi niegdyś przez całe lata przez jakiegoś bezimiennego Polaka, Niemca czy Czecha.
Kiedy trafi mi do rąk jakiś znaczek pochodzący z takiego nieistniejącego już państwa zadaję sobie po cichu szereg pytań. W jaki sposób i jakimi drogami trafił on właśnie do mnie, jak ten niewielki papierek zdołał uniknąć zniszczenia w czasie wojennych kataklizmów? Podobnie jak w młodości ożywa wówczas wyobraźnia. Ponadto na takim znaczku bardzo często zachowane są też oryginalne stemple, odciski pieczęci przybijanych przez urzędników pocztowych przed dziesiątkami lat na jakimś drugim końcu świata.
Na tej stronie pokażę wiele takich znaczków, które nieznanymi drogami trafiły do moich zbiorów i postaram się przybliżyć, lub przypomnieć często pasjonujące losy krain, z których te znaczki pochodzą.